Plamienia po syntetycznym progesteronie - czy wszystko jest w porządku?
Witam,
o synka staraliśmy się 7 m-cy, nigdy nie miałam nieregularnych cykli tj. 33-35 dni. Po porodzie cc, po połogu i po ponad rocznym karmieniu piersią przyszedł pierwszy okres. Od tego czasu nie było regularności w cyklach, ale jak pytałam ginekologa, twierdził, że wszystko musi wrócić do normy.
Po roku miałam znowu strasznie długie cykle i lekarz przepisał mi Y**** (tabletki antykoncepcyjne) na ich regulacje. Brałam według zaleceń i faktycznie unormowała mi przyjście okresu. Ale brałam ją tylko miesiąc. Tak kazał lekarz. Potem moje cykle trwały 50-70 dni. Lekarz kazał mi brać d****** (syntetyczny analog progesteronu) przez 3 cykle. Dodam tylko, że w tym czasie dojrzeliśmy do myśli, żeby starać się o dzidzie po raz kolejny.
Jak zażywałam d****** (syntetyczny analog progesteronu) wszystko było dobrze. Po odstawieniu wszystko znowu się rozstroiło. Pojawiły się brązowe plamienia przez cały cykl, albo na 2 tyg. przed okresem. Stwierdzono u mnie niedomogę ciałka żółtego i w ogóle brak owulacji. Od 3 cykli biorę c***** (lek wspomagający owulację). Pęcherzyki owszem, tworzą się, ale nie ma dominującego i nie pękają.
Ginekolog mówi, że jeszcze spróbujemy 2 cykle z c***** (lek wspomagający owulację). Zaczęłam mierzyć ptc i w tym cyklu okazało się, że skok był, monitoring też potwierdził owu. Ginekolog kazał brać luteine przez kolejne 10 dni. Zaczęłam i po 4 dniach od brania zaczęły się brązowe plamienia zmieniające się czasami w normalne plamienia. No i mam pytanie, czy mam zacząć się martwić, czy jest to normalne? Mam brać l***** (syntetyczny progesteron) dalej, czy zaprzestać, czy zwiększyć dawkę? Biorę 2x1. I jeszcze jedno, czy jest jakiś lek, który "pomaga" odbyć się owulacji?
Pozdrawiam serdecznie!