Prawie od roku nie mam pracy, straciłem zaufanie do ludzi
Witam, nie wiem po co to piszę, ale czułem, że muszę to napisać. Moja sytuacja jest taka. Mam 25 lat. W gronie znajomych uchodzę za optymistę, człowieka pozytywnie nastawionego do życia (jestem zodiakalnym strzelcem) i też tak o sobie myślałem. Znałem dziewczynę, którą byłem chyba po prostu tylko zauroczony, jak się okazało niecelnie ulokowałem swoje uczucie (ale ja byłem głupi), to wszystko się skończyło. Już prawie od roku nie mam pracy. Nie liczę 2-miesięcznej umowy na czas określony. Wcześniej miałem dobrą pracę, w dużym zakładzie produkcyjnym, niedaleko miejsca zamieszkania. Wszystko wydawało się być dobrze, no ale przyszedł tzw. kryzys gospodarczy i etaty niektórych pracowników były niepewne. Oczywiście każdy nie miał pewności co do swojej pracy. Ze mną to wyglądało tak, że zwolnienie mnie ominie, miałem przypisane dobre stanowiska na maszynach produkcyjnych, kilka szkoleń itp. i ogólnie postępowano ze mną tak, jakbym nie musiał się przejmować. No, ale było inaczej. Pech chciał, że z końcem roku kończyła mi się umowa. Oczywiście na pytania, czy umowa będzie przedłużona, to wszyscy milczeli. Nikt nic nie wiedział albo mówiono: nie masz się czym przejmować, dobrze pracujesz, masz stanowisko itp. 1 grudnia przeniesiono mnie na inny dział, miało to chyba wyglądać na, jakby to powiedzieć, awans, no i tak to wyglądało. Dostałem od kierownika działu w szatni dwie szafki, kluczyk i nowe ubrania itp. oraz przydział na nową maszynę, na której wcześniej nie pracowałem, ale po kilku dniach podszkolenia opanowałem. Oczywiście na pytania o umowę kierownik nic nie zaprzeczał i tak sobie pracowałem w niepewności do 30 grudnia, gdy zostałem wezwany do biura kierownika po to, by usłyszeć: Słuchaj, chciałem cię powiadomić, że 31 grudnia kończy ci się umowa. Chciałem cię poinformować, że niestety nie przedłużamy umów (dziwne, bo część chłopaków dostała umowy). W związku z tym, chciałbym, abyś się rozliczył, zdał ubrania robocze, klucze od szafek itd. 31 grudnia masz wolne, bo miałeś do wykorzystania, świadectwo pracy do odebrania w kadrach itd., itp. Dziwne, ale jakoś wcale mnie to nie zdziwiło. No, ale przyznam, dostałem strasznego tzw. doła. Co jak co, ale utraty pracy obawiałem się najbardziej i tego co robić, gdy będę bez pracy. Od tego czasu, bez tego wyjątku, o którym wspomniałem wyżej, nie mam pracy. Jest mi ciężko, przedtem lubiłem pogadać i powygłupiać się ze znajomymi, a teraz po prostu nie mam na to ochoty, na niczym mi nie zależy, czasem tak jakby sam sobie na złość wmawiam, że jestem nieudacznikiem i że jestem beznadziejny i nie wykluczam, że tak jest. Nie proszę nikogo o pomoc i porady, sam staram się jakoś sobie radzić i to poukładać, poza tym jakoś straciłem zaufanie do ludzi. Może wcześniej byłem taki naiwny (?), a może nadal jestem. Na nikogo nie liczę, nie umawiam się już z dziewczynami bardzo długo, po prostu nie chcę, zraziłem się chyba i nie chcę okazywać uczuć. Nie ufam im. W moim przypadku to chyba tylko praca jest największym problemem, bo jaka by nie była, to żadna nie hańbi i pomogłaby mi wyjść na prostą i wtedy odżyję (?). Tym się jeszcze jakoś pocieszam, że w końcu coś się dla mnie znajdzie i się ułoży. Może nie jestem aż takim nieudacznikiem? Nie wiem, co o sobie myśleć, ale jestem na siebie zły i mówię sobie "weź się chłopie w garść, nie bądź du.. wołowa" itp., bo chyba jeszcze nie zwariowałem (?). Pozdrawiam