Proszę o pomoc, nie wiem, co robić...
Witam, mam 17 lat. 2 lata temu poznałam pewnego chłopaka, byliśmy ze sobą. Sądziłam, że kocha mnie tak, jak ja jego. Nagle, ni stąd, ni zowąd powiedział mi, że za 2 mies. wyjeżdża do seminarium, że chce być księdzem. Był to dla mnie straszny cios. Wiedział, że go kocham, nie potrafiłam zrozumieć więc, dlaczego pozwolił mi się w sobie zakochać... do tej pory nie potrafię sobie z tym poradzić, nie umiem go zapomnieć, nie wiem co robić... ;( nie potrafię normalnie funkcjonować... Może wszystko byłoby OK, gdyby przez te 2 lata traktował mnie tylko jak przyjaciółkę, gdyby dał mi odczuć, że już nie ma nic... ale było inaczej. Był tam, w seminarium, a mimo to wciąż pisał, że mnie kocha, że tęskni, że chciałby zawsze przy mnie być... Kiedyś napisał, że odchodzi stamtąd, po czym parę godzin później stwierdził, że rektor mu nie pozwolił odejść. Bolało, ale myślałam, że tak musi być... dowiedziałam się w późniejszym czasie, że wcale nie zależało to od rektora, tylko od niego, gdyż gdyby chciał - odszedłby stamtąd... Najbardziej bolało chyba to, gdy mówił mi, że mnie kocha, po czym po paru dniach twierdził, że jestem dla niego jak siostra.... albo przyjaciółka... Nie umiałam poradzić sobie z tym.... gdy jednak mi się udało, on znów mówił, że kocha mnie jak dziewczynę, że to, co czuje, to coś poważnego... wciąż pisał, że tęskni. Dzwonił, mówił, że kocha... po czym znów zmieniał zdanie, gdy tylko uwierzyłam, że jednak jestem dla niego tak samo ważna, jak on dla mnie... Odsunęłam się od niego, przestałam mu wierzyć... chciałam to zakończyć, jednak on za każdym razem groził, że beze mnie nie da rady, że się zabije... strasznie się o niego bałam i wciąż boję... obiecywał, że nic sobie nie zrobi, gdy jednak przyszło co do czego, po prostu kończył rozmowę, mówiąc, że mam być szczęśliwa i żyć, bo on zawsze przy mnie będzie, niezależnie od tego, GDZIE będzie... po czym wyłączał telefon, kasował wszystkie profile internetowe i nie dawał znaku życia, a ja umierałam ze strachu... To ciągnie się już bardzo długo... chcę z tym skończyć raz na zawsze, ale on mi nie pozwala. Za każdym razem dowiadywał się po bokach, co u mnie, pisał, błagał, żebym się odezwała, żeby było jak dawniej... ale z przyjaźnią. A ja nie chcę przyjaźni. Kocham go z całego serca, ale nie potrafię już z nim być, mimo że bardzo bym tego chciała... Proszę o pomoc, nie mam pojęcia, co dalej... nie wiem, co powinnam zrobić... on jest na 2 roku, za rok przyjmuje sutannę.... nie potrafię go sobie wyobrazić w roli księdza... nie wiem, czy to dlatego, że to nie jego droga, czy po prostu serce mi na to nie pozwala... Co dalej...? Zostawić go, narażając przy tym własne sumienie, że on się zabije? Wiem, że nie dam wtedy psychicznie rady, bo będę wiedziała, że to przez to, że zerwałam z nim kontakt... Z kolei jeżeli nawet nic sobie nie zrobi, ja również nie wytrzymam bez wiedzy, czy on żyje... Pozdrawiam...