Straciłam wszystko, co miałam... i nie mam już siły, by być dzielną i by żyć...
Mam na imię Aga, mam 27 lat... i właściwie nie mam po co żyć... Zacznę od początku... Poznałam wspaniałego faceta, którego naprawdę pokochałam... Było nam razem wspaniale. Później zaszłam w ciążę... i tu zaczęły się schody. Nie wiem, czy to moje hormony, czy naprawdę aż tak się zmieniłam, ale zaczęliśmy się kłócić, wyzywać... Nie chciał ze mną rozmawiać o ciąży, a ja tak bardzo potrzebowałam rozmowy. W końcu wyprowadziłam się z mieszkania, gdzie wspólnie zamieszkiwaliśmy… i potem szok. W 7 miesiącu ciąży dowiedziałam się, że Mój Mały Synuś ma tętniaka i w każdej chwili może umrzeć... Nie wiem czy do P. nie docierał ogrom sprawy, ale w ogóle nie interesował się tym. Zostałam z tym wszystkim sama... szpitale, konsultacje, badania... tak bardzo mi go wtedy brakowało… by choć mnie przytulił, objął i powiedział, że wszystko będzie dobrze... Niestety, tak nie było... cierpiałam i nie miałam wsparcia z jego strony. Dodatkowo zaczął mnie oskarżać, że to ja zmarnowałam to dziecko, że urodzę potworka, bo za bardzo stresowałam się w ciąży... Boże, jak te słowa bolały... lecz mimo to nie potrafiłam go nienawidzić… Wierzyłam, że się ułoży, że Mały będzie zdrowy... i będę miała dla kogo żyć. Niestety. 3 stycznia 2010 r. urodziłam wspaniałego, ślicznego synka, który nie wyglądał jak potworek. Wyglądał jak normalny noworodek... zmarł 2 godziny po urodzeniu... to było straszne. Nie życzę nikomu takiego przeżycia... Potem formalności związane z pogrzebem, które też ja załatwiałam wspólnie z rodzicami i gdyby nie oni, to nie wiem, jak bym sobie poradziła... i sam pogrzeb.. był P., ja nie widziałam NIKOGO, wszystko jakby działo się obok mnie... Kuzynka powiedziała, że stał na samym końcu, a nad grobem trącił ją, by podała wiązankę do przodu... miał zaszklone oczy… i pierwszy odszedł, odwracając się co chwilę... Czy ja jestem tak głupia i naiwna, że kocham jeszcze kogoś takiego? Jest mi tak źle... raz się śmieję, raz płaczę... nie mam siły... tak bardzo brakuje mi mego synka. Wiem, że go nie przytulę, nie pocałuję, nie wyciągnę go z łóżeczka... ale boli mnie też to, że nie ma przy mnie P. Tak bardzo go teraz potrzebuję. Chciałabym, żeby tylko mnie przytulił... Straciłam wszystko, co kochałam i przegrałam... przegrałam życie... czasami myślę, by wziąć nóż i skończyć to wszystko... ale brak mi odwagi...