Szkoła zniszczyła mi psychikę...
Witam! Mam 19 lat i uczęszczam do czwartej klasy liceum. Nie wiem, czy mam jakiś problem dotyczący depresji, ale ostatnio mam wrażenie, że w mojej szkole coś jest mocno nie tak. Otóż w drugiej klasie jedna nauczycielka przyczyniła się do pojawienia się u mnie nerwicy lękowej. Na lekcjach lubiła wypominać mi, że jestem płytka, niewychowana - czepiała się o byle co i szarpała przy każdej okazji. Jednak ten problem już został rozwiązany, bo po wizytach u psychiatry i zażywaniu leków choroba przeszła po roku. Piszę tutaj, bo niedawno wydarzyło się coś innego... Kiedy wchodziliśmy do klasy na lekcję, powiedziałam jakąś głupotę odnośnie jednej koleżanki, która chodzi ze mną do klasy, ona usłyszawszy to, zaczęła coś do mnie mówić, a ja jej na to "odwal się". Wtedy ona wbiła mi paznokcie w twarz, później pociągnęła za włosy na podłogę. Uderzyłam tyłem głowy o beton, trochę mnie zamroczyło, ale jak tylko mogłam wstać, to wybiegłam z klasy. Uciekłam do toalety, gdzie zasłabłam. Głowa bolała mnie strasznie, ale mimo to wróciłam na lekcję. Nauczycielka, z którą mieliśmy lekcję przyprowadziła naszą wychowawczynię, żeby to wyjaśnić. Dziewczyna, która mnie pobiła na swoją obronę miała to, że jest wybuchowa, a że jest osobą lubianą przez nauczycieli, to nasza wychowawczyni od razu naskoczyła na mnie. Krzyczała, że dobrze wiem, że ona jest wybuchowa i mogłam się do niej nie odzywać i że ta cała sytuacja to moja wina, bo ją sprowokowałam. Nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby nauczycielka, która była tego świadkiem - nawiasem mówiąc, nie zdążyła na to zareagować, bo to działo się zbyt szybko i w klasie było zbyt duże zamieszanie - nie obstała za mną i nie wyjaśniła, że bicie jest czymś gorszym niż zwrot "odwal się". Skończyło się to wizytą u dyrektorki, która najpierw się dziwiła, że jej nie oddałam - jestem pacyfistką, ale ona w to nie wierzyła - a potem wezwała rodziców.
Tego samego wieczora złapał mnie taki dół, że byłam już zdecydowana popełnić samobójstwo - ostatnio coraz częściej o tym myślę, gdy nie mogę znieść już tego ciągłego smutku. Długo siedziałam w toalecie z żyletką przytkniętą do żył i zastanawiałam się, czy warto to zrobić i skończyć to raz na zawsze. Ostatecznie powstrzymałam się jakoś, obiecując sobie, że zrobię to, ale poczekam jeszcze na finał całej tej historii. Następnego dnia była sobota. Obudziłam się z takim bólem głowy, że aż brało mnie na wymioty, nie mogłam w ogóle nią ruszyć. Pojechałam do szpitala, gdzie stwierdzili, że w miejscu, gdzie zostałam uderzona mam guza o średnicy 2 cm i mogłam doznać lekkiego wstrząśnienia mózgu. Kazali mi leżeć i brać leki, dopóki guz nie zejdzie. W poniedziałek na spotkaniu z rodzicami dyrektorka orzekła, że w tej całej sytuacji jest 25% mojej winy, a 75% tej dziewczyny co mnie pobiła. Ona dostała naganę, a ja upomnienie. Kazała jeszcze, żebyśmy się przeprosili przy całej klasie.
Niby sprawa jest wyjaśniona, ale nikt w tej szkole nawet nie zapytał, jak ja czuję się psychicznie. Boję się chodzić do szkoły, wiedząc, że ta dziewczyna w każdej chwili może to powtórzyć - tym bardziej, że jest strasznie zadowolona z tego, co zrobiła. Wychowawczyni traktuje mnie tak, jakby całe to zajście było moją winą, a tamtą dziewczynę "głaszcze po główce". Codziennie zastanawiam się, czy nie zrezygnować z tej szkoły, tyle że to ostatni rok, a tak głupio zrezygnować przy końcu. Więc znów zaczęłam rozważać możliwość odebrania sobie życia. Ja już tego po prostu nie wytrzymuję. Gdy przychodzę ze szkoły, myślę tylko o tym, że nazajutrz znów czeka mnie dzień unikania tej dziewczyny, żeby czasami coś jej nie strzeliło do głowy, żeby znów mnie pobić. Myślę też o tym, że w oczach dyrekcji i wychowawczyni to ja jestem winna, i zastanawiam się czemu? Wiem, że źle zrobiłam, odzywając się w ogóle do niej i rozumiem, że 25% jest tu mojej winy, ale nie wytrzymuję już tego, że ona jest chwalona, a ja szkalowana. Dlaczego? Przecież to ja męczyłam się z okropnym bólem głowy i spędziłam całą sobotę w szpitalu. Nie wiem, co mam zrobić w tej sytuacji... Widzę tylko dwa wyjścia - albo zrezygnować z dalszej nauki, albo popełnić samobójstwo, bo dłużej nie potrafię żyć w strachu i pod ostrzałem oskarżeń... Mam nadzieję, że uzyskam tutaj pomoc, bo sama nie dam sobie z tym rady... Z góry dziękuję.