Toksyczne zauroczenie. Czy to choroba psychiczna?
Witajcie!!! Mam pewien, jak dla mnie, dość poważny problem, z którym w ogóle sobie nie radzę :( Otóż wpadłam w jakieś dziwne, toksyczne zauroczenie. Pracuję w pewnej firmie od 3 lat, w miarę dobra praca, stała, od pierwszego dnia moją uwagę przykuł jeden z kolegów, sporo starszy ode mnie, kawaler, pod 40., ale w jakimś związku ze sporo starszą od siebie kobietą. Lubiłam z nim rozmawiać, żartować, zauroczyłam się. On zaczął sobie pozwalać z czasem na coraz więcej, jakieś niewinne dotknięcia, a w końcu regularnie zaczął mnie obmacywać. Z jednej strony czułam szaloną przyjemność, jego dotyk sprawiał mi przyjemność, a z drugiej strony ogromne wyrzuty sumienia, że porządna dziewczyna nie powinna zgadzać się na coś takiego. Do tej pory nie pozwalałam żadnemu facetowi na coś takiego. Kłóciły się we mnie skrajne emocje i w końcu nie wytrzymałam, przeprowadziłam z nim rozmowę. On od razu zaczął się bronić i wycofywać, mówić, że mnie bardzo lubi, podobam się, ale ma kobietę i nic z tego nie będzie, przepraszał, że mnie skrzywdził i że to się nie powtórzy. Później w domu ryczałam, zależało mi na nim. Przez jakiś czas dotrzymywał słowa, wręcz mnie unikał, po jakimś miesiącu znowu. Jak gdyby nigdy nic znowu. Ja naprawdę nie wytrzymuję tego, ja ciągle jestem w nim zakochana, nie chce mi to minąć, walczę z tym, na domiar złego nie jestem w stanie zainteresować się nikim innym, odrzucam kolejnych chłopaków, mam już 25 lat. Od pewnego czasu starał się o mnie pewien chłopak, mój równolatek, jest opiekuńczy, próbuje być czuły, ale oczywiście ja mu nie pozwalam na nadmierne czułości, mówi, że nie chce być dłużej tylko moim przyjacielem, a ja nie potrafię go docenić i nic do niego nie czuję. Jest to chłopak w miarę niebrzydki i przede wszystkim bardzo ułożony i grzeczny. Mimo to dla mnie jest jakiś... odpychający. Czuję dyskomfort nawet wtedy, kiedy tylko dotknie mojej dłoni. Co innego jak mnie dotknie facet z pracy. Jakiś czas temu wpadł za mną do pustego pomieszczenia, miałam sukienkę, zaczął gładzić mnie po udach, biodrach, podziwiać, że mam niesamowicie jędrne ciało itp. Przeprowadziłam z nim drugą rozmowę, powiedział, że tym razem na pewno się ograniczy, że więcej tak nie zrobi. I taki on właśnie jest, najpierw łazi koło mnie, zaczepia, zagaduje, a potem unika jak ognia, wręcz jest oschły, a kiedy ja staram się dojść do siebie i wyrzucić go z głowy, znowu nie daje mi spokoju. Najgorsze jest to, że jestem w nim zakochana i nie umiem tego zwalczyć, mimo że wiem, że nic z tego nie będzie. Z jednej strony chcę mieć z nim kontakt, ale taki normalny, oparty na rozmowie, żartach, a widzę, że on woli coś innego. A jak się sprzeciwiam na obmacywanie, to traktuje jak powietrze. Właściwie nigdy nie wiem, czego można się po nim spodziewać danego dnia, a najgorsze jest to, że on strasznie mnie omotał i zdaje sobie z tego sprawę. Bywają momenty, że on aranżuje sytuacje, żebym znalazła się z nim sam na sam w jakimś gabinecie, gdzie nikt nie wchodzi. Do tej pory dotykał głównie mnie, można właściwie nazwać, że pieścił, a od jakiegoś czas daje mi do zrozumienia, żebym i ja pieściła jego. Ja wiem, że może wam się wydać chore to, co piszę, ale to nie jest żadna prowokacja i potraktujcie mój problem poważnie. Nie chciałabym zwalniać się z pracy, ale co mam robić??? Jak się odkochać? Jak nabrać wiary w siebie i pewności siebie, bo dodam, że cierpię na niską samoocenę, nie mam wiary w siebie i swoją atrakcyjność:( Ta dziwna relacja z nim w jakiś dziwny sposób mnie uzależniła, mam w sobie same sprzeczne uczucia, emocje. Przyłapuję się na tym, że z jednej strony chcę być dotykana przez niego, chcę go dotykać, a z drugiej strony myślę, że to jest chore, żeby w taki sposób i w ogóle... Dodam, że jak wyżej napisałam, moim problemem jest niska samoocena, brak wiary w siebie. Nie wiem czemu, ale ciągle jestem z siebie niezadowolona, ciągle poprawiam coś w swoim wyglądzie, ciągle staram się wyglądać szałowo, prowokacyjnie, a mimo wszystko ciągle wydaje mi się, że nie jestem dość atrakcyjna. Ciągle zastanawiam się też, co tak naprawdę myśli o mnie ten facet, czy mu się podobam, czy może kpi ze mnie i jaja sobie robi... Ja wiem, że to chore, ale tak mam. Bardzo bym chciała ułożyć sobie życie, zakochać się w kimś normalnym, z wzajemnością i mieć w przyszłości dzieci, rodzinę, ale wydaje mi się już nieraz, że w moim wieku już chyba za późno na jakieś sensowne zmiany, ja już mam widocznie taki charakter i jestem trochę zdziczała. W dodatku nie wierzę w to, że udałoby mi się zakochać w kimś innym niż ten człowiek. On nie zasługuje na takie uczucie, ale to silniejsze ode mnie. Zastanawiam się, czy to co mam, czy takie dziwne zauroczenie, to jakaś odmiana choroby psychicznej? Niby z jednej strony zdaję sobie sprawę, że to co robię, to co on robi, nie jest normalne. Ale z drugiej strony przeraża mnie moje krzywe spojrzenie na tę sytuację i to, jak on potrafi mnie "zaczarować". Mam kilku znajomych, przyjaciół, którzy wiedzą o mojej sytuacji, którym się zwierzałam, którzy maglowali ze mną wielokrotnie ten temat i kazali zerwać tę chorą relację, przytakiwałam im, po czym robiłam to samo. Błagam, pomóżcie mi, niech ktoś mi coś powie, jak to widzi, dlaczego tak się ze mną "porobiło" i czy to objaw jakiejś choroby albo zaburzenia???