W jaki sposób odnaleźć siebie?
Witam! Mam 32 lata i od 2005 roku korzystam z pomocy lekarzy psychiatrów i terapeutów. Moje pierwsze objawy choroby pojawiły się jednak dużo wcześniej. Czułam się coraz słabsza, miałam różne dolegliwości bólowe, częste bóle brzucha, głowy, później dołączyły się zawroty, kołatania serca, spadek apetytu, problemy ze snem, poczucie beznadziejności. Szukałam pomocy u różnych specjalistów, zrobiłam sporo badań. Po kilku omdleniach trafiłam na oddział neurologiczny, potem wewnętrzy i kardiologiczny. Po wykluczeniu chorób, które mogłyby dawać takie objawy, skierowano mnie do psychiatry. Po pierwszej rozmowie z lekarzem, do którego poszłam w strachu, wróciłam do domu i zastanawiałam się jak to możliwe, że moje samopoczucie może mieć inne podłoże. Nie dopuszczałam tej myśli do siebie!!! Pan doktor powiedział mi, że jeśli objawy się nasilą, to mam do niego przyjść, ja jednak nie dopuszczałam tej myśli do siebie i za wszelką cenę starałam się sobie radzić sama. Trwało to jeszcze pół roku. Wszystkie objawy się nasiliły oraz doszły nowe, niepokój, lęki, koszmary, rozdrażnienie, smutek, totalna bezsilność. To był jakiś totalny chaos, koszmar... strach, złe samopoczucie... leżałam na kanapie z nogami do góry przy włączonym wentylatorze, myślałam, że zaraz umrę. Popijałam herbatki z melisy i wpadałam w płacz! Bałam się, okropnie się bałam! Miałam chęć dzwonić po pogotowie, ale wiedziałam, że skończy się zastrzykiem usokajającym i to wszystko. No i myśli, że to straszny wstyd taka nerwica! Czułam się bezsilna, nie umiałam już sobie z tym radzić, mąż też był bezsilny i do tego już tym faktem zmęczony, a do tego małe dziecko, które miało dopiero cztery latka. Horror!!! Poszłam więc po raz kolejny do lekarza i dostałam skierowanie na oddział dzienny. Zaczęłam terapię! To było bardzo trudne, musiałam wziąć zwolnienie z pracy na tak długo i to z pieczątką z zakładu psychiatrycznego. Na terapii strasznie się męczyłam, byłam momentami nieobecna, nie miałam siły i energii, żeby współpracować. Zamknęłam się w sobie i chyba nie chciałam z nikim rozmawiać. Ciągle towarzyszyły mi moje objawy i nie pozwalały mi normalnie myśleć. Miałam już wszystkiego dosyć!!! I tej terapii i tego samopoczucia! Przez ponad tydzień nic już nie jadłam, miałam wstrę do jedzenia i nie mogłam spać. Skierowano mnie na oddział zamknięty. Pamietam, że leżałam, z nikim nie chciało mi się gadać, czułam straszliwy lęk, chciałam zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Przed moimi oczami ciągle przewalało się moje życie, dzieciństwo, różne przykre wydarzenia, te myśli mnie zabijały, a ból psychiczny rozrywał od środka!!! No i jeszcze ogromne poczucie winy, że nie dałam rady!!! Minął jakiś czas, podleczyłam się i wyszłam ze szpitala. Rozp. zaburzenia depresyjno - lękowe. Po pierwszym wypise brałam leki oraz dodatkowo coś na sen. Jednak to już nie było to samo co kiedyś, moje samopoczucie oczywiście się poprawiło, ale nie tak do końca, jak oczekiwałam. OK, pomyślałam, trzeba mi czasu! No i trochę czasu minęło, ok. roku, gdy nastąpił nawrót objawów. Oczywiście trochę w tym było mojej winy - odstawiłam samowolnie leki. Znowu dół, zwolnienie, leki. Tym razem brałam rano jakiś lek przeciwdepresyjny, a na wieczór inny. Lepiej sypiałam, wyciszyłam się, wrócił apetyt, poprawił się nastrój. Minął jakiś czas, nawet nie rok i znów czułam się podle. Po leku przytyłam i postanowiłam sobie poleprzyć przemiane materii, zmniejszając dawkę. Na początku było OK, ale później wrócił niepokój, bezsenność po raz kolejny się rozkleiłam. Tylko że tym razem to już miałam konkretnie dość!!! Myślałam o sobie jako o niewolniku leków. Miałam siebie dość, znowu dałam "ciała". Nie wytrzymałam tempa! Chciałam umrzeć!!! Itd... I tak to się toczy już te kilka lat. Nie umiem sobie pomóc, mimo wielu starań, czytanie publikacji, rozmowy z psychologami, próby autosugestii, świetne książki itp. Straciłam już wiarę w to, że kiedyś będę wolna, bez zaburzeń, że sobię poradzę i uwolnię się od lęków i niepokoju. Czy są jeszcze jakieś sposoby na walkę z tym piekłem za życia? Czy można odnaleźć siebie? Obecnie - zab. F34. Proszę o kilka słów, które wróciłyby mi jeszcze nadzieję, że coś może się zmienić, że coś pominęłam lub czegoś nie spróbowałam! Pozdrawiam i z góry dziękuję!