Wszędzie szukam spisku - czy to jakaś choroba osobowości?
Nie mam depresji, nie płaczę, mam dużo znajomych, często wychodzę, ale czuję, że coś jest ze mną nie tak. Wszystko co robię jest jakby taką maską. Mam mnóstwo takich masek i zmieniam się w zależności od osoby, z którą się spotykam w danej chwili. Po prostu dostosowuję się do osoby. Generalnie staram się być osobą, jestem uważana za wesołą, ekscentryczną, uwielbiam zwracać na siebie uwagę, ale to wszystko to nie ja. Najgorsze, że pod tą stertą masek nie wiem kim ja jestem, czego pragnę. Wszyscy myślą, że jestem sobą pewna siebie, a ja mam mnóstwo kompleksów i strasznie boję się, że ktoś to może zauważyć i uznać mnie za słabą. Nie ufam ludziom i wszędzie czuję spiski. Sama uwielbiam knuć jakieś kombinacje i mam wrażenie, że nowo poznana osoba spotykając się ze mną ma w tym jakiś cel, chce mnie upokorzyć. Staram się analizować wszystko co ta osoba mówi i ją wyczuć. Mam jakąś paranoję na tym punkcie. Gdy pierwszy raz kogoś spotykam często boję się podać swoje imię, bo myślę, że ta osoba wykorzysta to przeciwko mnie. Nawet czasem wydaje mi się , że moi najbliżsi "przyjaciele" knują przeciw mnie, a ja jestem głupia, że im ufam. Boję się odrzucenia. Boję się przyszłości, ale generalnie chyba jestem wesołą osobą. Uwielbiam się śmiać i właściwie to wszystko przerabiam w żart. Nie umiem być poważna. Ponadto zawsze udaję głupiutką, puściutką dziewczynkę, bo wtedy łatwiej jest mi oceniać ludzi i wydaje mi się, że jeżeli coś ukrywają to udając głupią łatwiej to się da z nich wyciągnąć, bo nie będą się tak starać tego ukryć. Ogólnie udając głupią jest mi łatwiej. Szybko się denerwuję, z równowagi potrafi mnie wyprowadzić dosłownie wszystko. Jednak nie uzewnętrzniam swoich złości, bo w domu mnie nauczono kryć takie rzeczy. Mam jednak czasem wrażenie, że nie wytrzymam. Ściskam to w sobie i pewnego dnia po prostu eksploduję i będzie naprawdę strasznie. Generalnie nie okazuje agresji, a wręcz jestem nieasertywna, jednak gdy ktoś obcy mnie zdenerwuje potrafię rozpętać piekło. Uważam, że świat rządzi się prawami dżungli i słabsi powinni być eliminowani. Popadam w skrajności - wszystko jest super w jednej chwili i nagle rzucam wszystko i myślę jak jest beznadziejnie. Nie mam jednak jakiś symptomów depresji. Nie jestem smutna. Po prostu nie wiem kim ja jestem i czego chce. Czy to jakaś choroba osobowości? Szczerze mówiąc nigdy nie myślałam, że to może być choroba, ale czytałam dziś o zaburzeniach osobowości i kiedy wiele z objawów pasowało do mnie przestraszyłam się, że może się to dla mnie źle skończyć i że może to, że jestem taka a nie inna można wyleczyć i mogę być wewnętrznie normalna?