Odmiedniczkowe zapalnie nerek – jak się leczyć?
Witam. Mój problem zaczął się jakieś 4 lata temu. Od niewinnego zapalenia układu moczowego (to było jakoś w grudniu 2007 roku). Leżałam wtedy krótko w szpitalu, ale z zupełnie innego powodu, przy okazji robienia badań wyszły również problemy z nerkami. Dostałam wówczas antybiotyk i nakaz picia dużej ilości płynów. Niestety z powodu problemów finansowych nie wykupiłam antybiotyku. Minęło może jakieś 2 miesiące, kiedy to problem powrócił. Okazało się, że to odmiedniczkowe zapalenie nerek. Znowu więc kolejne antybiotyki, tym razem trzy. Pomógł jeden na jakiś czas. Po tym czasie historia się powtórzyła. O dziwo znowu grudzień. Okazało się, że jest bardzo ostre zapalenie nerek, a do tego jajników. Leki i tak w kółko. W marcu 2009 nie wytrzymałam już. Cały czas ta sama bajka, okupacja internisty po skierowanie, kolejne leki nieskuteczne. W końcu prywatnie na jedna wizytę udało mi się dostać do urologa, który poinformował mnie, że on się tym nie zajmuje? To powiedział lekarz jednej z renomowanych prywatnych klinik. Dostałam skierowanie do szpitala, rzekomo z powodu gruźlicy nerek (nie robiąc żadnych badań to stwierdził!). Zignorowałam to, ponieważ nic z tych rzeczy, które mi wymienił lekarz ze mną się nie działy. Zrobiłam badanie ogólne i posiew, ale nic nie było, a nerki dalej bolały. Zaczęłam stosować silne leki przeciw bólowe i jakoś sytuacja się uspokoiła. Minęło trochę czasu i znowu. Chodziłam z tym jakiś tydzień. Ostra biegunka, gorączka, zielonkawy kolor. Zgłosiłam się do szpitala, gdzie okazało się, że jest silne zapalenie narządów kobiecych i cały czas nerki. Na dyżurze zbadał mnie ginekolog i chirurg. Ten ostatni stwierdził, że podobno jest to kamica nerkowa lub coś takiego, ale sam nie jest pewien. Dostałam skierowanie do urologa, ale terminy w państwówce to nawet 6 miesięcy! Dla sprawdzenia czy ma racje (byłam już zapisana wcześniej) zrobiłam kolejne USG. Lekarz stwierdził, że nic nie ma?! Który kłamał? Dostałam leki powalające konia. Podobnież na bazie narkotyku, które mogą powodować zawroty itd. Kupiłam je, ale jeszcze nie stosowałam, z obawy o stan po zażyciu (to mają być przeciwbólowe?). Antybiotyk od ginekologa pomógł, ale z kolei wpłynął na kości. Bólu nie mogłam się pozbyć przed dłuższy czas. Trwał jakieś trzy może cztery godziny i paraliżował nogi. Ha na nerki pomógł, bo bolec przestały i badania były ok. Teraz mamy kwiecień i sytuacja jest ta sama. Badania wyszły źle. Lekarz powiedział, bym pobrała sobie jeden z leków rozkurczających i kazał wykupić następny antybiotyk 500mg. Nie mam już siły. Mam dopiero 23 lata i nie powinnam mieć takich problemów z nerkami. Ogólnie rzecz ujmując bardzo się źle czuje, spuchniętą ma lewą stronę, nie mogę chodzić ani spać. Jazda autobusem to już masakra, bo mam wrażenie jak by coś tam ''skakało''. A na dodatek ten okropny zapach zepsucia i biegunka. Proszę o PILNĄ radę co robić? Zaczynam się martwić, że ta nerka pomału wysiada, a każdy to lekceważy mówiąc, że to nic takiego.