Czy te objawy sugerują bakteryjne zapalenie prostaty?
Może jeszcze raz od początku. 14 XII 2010 dostałem silnego ataku bólu gdzieś w kroczu i bólu pleców, i częstomoczu, pojawił się około 17 godziny, trwał ten stan, myślę, że około 2 godzin. O ile pamiętam wziąłem Ibuprom i Nospę oraz chyba F*** od sąsiadki. Wcześniej kilka dni szczypało mnie prącie, na pewno zaraz po oddaniu moczu, a w trakcie oddawania, teraz z perspektywy czasu wydaje mi się, że podczas mikcji czułem mocz, jakby był gorący. Oczywiście następnego dnia lekarz rodzinny przepisał mi N*** na 10 dni (2x1) również Nospę. Nie miałem wykonanych żadnych badań moczu. Myślę, że po 2 dniach objawy ustały. Zapomniałem o tym szybko. 17 I 2011 sytuacja się powtórzyła, częstomocz, ból gdzieś w kroczu i plecach z prawej strony. Postanowiłem nie zwlekać i udałem się do urologa – prywatna wizyta. Tym bardziej że po wypróżnieniu pęcherza czułem, jakbym coś tam jeszcze miał – od tej pory nazywam to dyskomfortem. Urolog po badaniu USG stwierdził, że prostata jest lekko powiększona i zapisał S***. Nie wykonano mi żadnego badania moczu. Zacząłem brać S***, ale też o ile dobrze pamiętam, F***, bo zauważyłem, że po nim jakby to uczucie nazwane przeze mnie dyskomfortem znikało. Przeczytałem niby ulotkę tego leku, brałem tam, myślę 1-2 rano, jedną na noc nie zawsze, bo się bałem, by nie za dużo brać samowolnie, przestałem brać. 28-29 I 2011 – noc dostałem kolejnego takiego ataku bólu, częstomoczu, bólu pleców i trwał zdecydowanie dłużej. Ból po kilku godzinach minął, ale to nazwane uczucie dyskomfortu wróciło i było dużo większe. Znowu, o ile dobrze pamiętam, a na pewno jak był atak, wziąłem F***, przeciwbólowe coś i Nospę. We wtorek wizyta u urologa prywatnie, we wtorek też sam zrobiłem badanie moczu (tu moja ignorancja wypłynęła, F*** mógł zamazać wynik badania ogólnego). Jednakże podczas wizyty powiedziałem urologowi o tym fakcie. Zapisał mi, jak pisałem wcześniej T*** 200 na 5 dni i przeciwzapalnie C*** na 10 dni. W 2 dniu brania leku licho się czułem, ale w następne dni lepiej, nic mnie nie bolało, chociaż ten swoisty dyskomfort był, ale mniejszy, nie musiałem biegać do łazienki. Tylko coś tam czułem, chociaż jak mówiłem, było to odczucie mniejsze. Poszedłem do lekarza rodzinnego, mówiłem mu co i jak, dokładnie jak teraz, przepisał mi C*** na 5 dni, twierdząc, że trzeba doleczyć. Nie miałem badań moczu nowych zrobionych. Brałem, zaczęły się ferie, odpoczynek od pracy w szkole, postanowiłem nie wyjeżdżać w 1 tygodniu, by się doleczyć. To uczucie, nazwane przeze mnie dyskomfortem, nie było duże, zapominałem czasem nawet. Zacząłem szukać na forach, czytać. Postanowiłem udać się do innego urologa. 20 II 2011 pierwszy raz dowiedziałem się, jak wygląda to badanie per rectum i po raz pierwszy usłyszałem diagnozę - przewlekłe zapalenie prostaty. Badanie USG przed i po mikcji, mocz nie zalega. Dostałem U*** na 10 dni i A*** lub coś podobnego w działaniu. Dalej nie zlecono mi żadnego badania – dalej w ciemno. Po kuracji 08 III 2011 znowu urolog. Była przerwa ze 2 dni w braniu antybiotyku, zacząłem się budzić w nocy oblany potem z zwiększonym dyskomfortem, pamiętam, jak do żony mówiłem, że mnie pali tam. O wszystkich tych objawach rzecz jasna powiedziałem urologowi. Badanie USG znowu – urolog był zadowolony, że się polepsza i per rectum oczywiście też, oczywiście żadnych badań moczu. „No to dostanie pan T***, by się wygoiło, a o tamtym proszę nie myśleć”. Po 2 dniach T*** nie było lepiej, zaczęły mnie boleć, może to nie ból, tylko jakbym miał zakwasy w pośladkach, jak siadałem (siadam, bo dalej to trwa, czuję coś między pośladkami, czasem coś w pachwinie, ale znośnie, budziłem się, nie mogłem też przez kilka godzin zasnąć, ten dyskomfort mój był tak duży, bardzo przeszkadzało, była i noc bez snu. Nie pomagały mi nasiadówki w ciepłej – gorącej wodzie, bo tak mi zalecił przy pierwszej wizycie ten urolog. W trakcie było lepiej. Wystraszony, w piątek 11 III 2011 wizyta u urologa, zwolniłem się z pracy, nie mogłem normalnie funkcjonować. O wszystkim rzecz jasna powiedziałem urologowi. Powiedział, żebym jeszcze brał T*** i zobaczymy, jakiś Apap i środki przeciwbólowe. Dostałem l4, zaufałem. Dalej żadnych badań na mocz. Zauważyłem, że czasem mnie ten dyskomfort odpuszczał na kilka godzin, ale jeśli już się pojawiał większy, to po opróżnieniu pęcherza, a po godzinie, po wysikaniu malał. W ubiegłą niedzielę coś mnie tknęło, chciałem sprawdzić, ile sikam, zauważyłem jakby farfocle pływające w moczu, tak jak w przeterminowanym piwie niepasteryzowanym. Kolor moczu ciemny. Postanowiłem zrobić badanie moczu. Źle się czułem, dalej nieprzespane noce bark apetytu, często tylko na jogurtach pitnych, bardzo duży ten dyskomfort i nie wiadomo, czasem na kilka godzin odpuszczał. Postanowiłem nie czekać, w poniedziałek telefon do urologa, we wtorek wizyta. Dalej badanie USG, per rectum, lekarz zadowolony, ja mówię mu o tych objawach, o wszystkich, a on się pyta, jak w tej chwili się pan czuje, akurat mniejszy był dyskomfort, mówię mu że teraz mniej go czuję, ale nadal czuję, jakbym miał pupę zbitą, czuję coś między pośladkami, jak siedzę, czasem coś jakby w odbycie. Zapewne promienieje ten ból na okolice, gdyż są silnie unerwione. Kazał mi brać do końca antybiotyk. Wymusiłem na nim skierowanie na badanie zwykłe moczu, posiew moczu antybiogramem, posiew nasienia, badanie krwi. Posiewy moczu kazał mi zrobić po dwóch dniach po zakończeniu terapii. Czytałem różne fora także i abcprostata, okres był dłuższy. Postanowiłem nie brać już od środy antybiotyku. Nie wiem, troszkę może lepiej się czuję, nie biorąc antybiotyku. Do dzisiejszego dnia biorę tylko wierzbownice 3x1 i i P*** 2x1. Zrobiłem zwykłe badanie moczu w czwartek, wynik dobry, jak oddawałem mocz, kolor był jasny, brak tych farfocli. Dzisiaj w nocy obudziłem się w WC, sprawdzam kolor - słomkowy, brak farfocli. Rano mocz o zabarwieniu średniej herbaty, farfocle. I chyba mnie olśniło, wieczorem połknąłem 2 witaminy C i w środę na noc też, dlatego pewnie ten mocz był inny. W poniedziałek robię posiew i inne badania, we wtorek zrobię prześwietlenie kręgosłupa na odcinku lędźwiowym. W czwartek urolog, postanowiłem jednak, że wrócę do tego pierwszego, jest bardzo chwalony przez ludzi. Pytanie moje jest takie, czy te objawy sugerują bakteryjne zapalenie prostaty? Czy może coś innego? Najgorsze jest to, że jestem teraz bez leków, biorę Nospę, by się rozluźnić, by nie nabawić się czegoś gorszego jeszcze. PS Pisze Pani o zaufaniu moim, jedno jest pewne, powoli tracę zaufanie do urologów, wydaje mi się, że szybko reagowałem, wizyty prywatne nie są tanie - 100 zł. Zwyczajnie po ludzku chcę wyzdrowieć, by normalnie żyć, funkcjonować, pracować. Jak czytam fora i ludzie latami są leczeni w ciemno to chora sytuacja, przecież to badanie nie jest kosztowne.