Jeśli tak to gdzie powinnam udać się po pomoc?
Jestem kobietą. Mam 59 lat. Od kilkunastu lat leczyłam się z przerwami na nerwicę. Obecnie nie leczę się, bo była psychoterapia, podczas której czułam się nieźle i lekarz odstawił mi psychotropy. Podjęłam pracę i nie było czasu na chodzenie do lekarza. Pewnego lipcowego dnia w wyniku dwutygodniowego, nieprzerwanego stresu dostałam mikroudaru. W RM okazało się, że było ich więcej. Fizycznie nic nie widać. Psychicznie jest gorzej. Jestem drażliwa, wybuchowa, wszyscy mnie denerwują. W czasie byle jakiego stresu robi mi się gorąco, dostaje ucisku w głowie, mam wrażenie że mi rozsadza czaszkę, drżenie w środku, ból brzucha /jelito nadwrażliwe/, wzrost ciśnienia tętniczego /np. 160/120, 140/110/, niesamowity niepokój, złość, czasami nie panuję nad sobą i nad tym co mówię. Dopiero po czasie zdaję sobie sprawę, że za dużo, niepotrzebnie coś powiedziałam i potem żałuję tego. Sypiam bardzo źle, albo w ogóle. Gdy jestem sama miewam stany depresyjne, myśli samobójcze /to już stało się prawie jak automat/. Jak na razie jedynym hamulcem jest to , że może mi się nie udać i znowu będę musiała zaczynać wszystko od nowa /przeszłam to już 2 razy, a więc wiem o czym mówię/. Odsunęłam się od ludzi. Zerwałam kontakty z ludźmi, którzy mnie denerwowali i okazało się, że zostałam sama. Jestem wrażliwa, ale ostatnio chyba przewrażliwiona. Boję się kolejnego udaru, który może być poważniejszy. Czy jest psycholog, a może psychiatra, który nie będzie traktował mnie jak intruza i nie będzie mówił do mnie /a tak mi się zdarzyło i dlatego nie poszłam więcej do psychiatry/ z szyderczym uśmieszkiem "i co tyle lat się Pani leczy i nic. jeszcze się pani nie wyleczyła?". Ostatnio psycholog odmówił mi psychoterapii. Czy ludziom w moim wieku nie leczy się już nerwicy? A może ja jej nie mam, tylko sobie wmawiam? Pozdrawiam 50+