Czy doszło do wydalenia martwego zarodka?
Mam pytanie, ostatnio byłam na badaniu USG i wyszło, że mam jeden pęcherzyk ciążowy (czy jak to tam lekarze określają), a że nie było widać jeszcze akcji serca, lekarz kazał przyjść tydzień później, więc poszłam i się okazało, że na tym ponownym USG widać wyraźnie dwa pęcherzyki, z czego ten którego wcześniej widać nie było, jest większy od tego, gdzie ujawniła się akcja bicia serca.
Mój lekarz do końca nie był pewien, czy to ciąża mnoga czy Bóg wie co, zadałam mu tylko pytanie, czy jak oba zarodki są w tym samym „wieku”, to czemu nie widać akcji serca w tym drugim, wcześniej nie zauważonym (ja rozumiem to, jak to, że się zarodek do końca nie rozwinął), niestety odpowiedzi nie potrafił mi udzielić.
Potem na moje pytanie, że jeżeli to jest zarodek jakby „martwy” to w jaki sposób organizm się go pozbywa i czy to nie wpłynie na zarodek żyjący, powiedział, że organizm sam go wydali i rzeczywiście niecały tydzień później dostałam dość mocnego krwawienia (bez żadnego bólu), które trwało ze 2 minuty - jakbym siknęła krwią, czy jest to możliwe, że właśnie wtedy mój organizm wydalił martwy zarodek?
Dodam, że już więcej nie krwawiłam, tylko mam taką brązową wydzielinę, ale bez żadnych bólów, łykam też D***, czy może mi ktoś powiedzieć, co się ze mną dzieje, bo niedługo oszaleję?
Pozdrawiam