Depresja czy niski testosteron?
Witam, mam 31 lat, jestem mężczyzną. Od dłuższego czasu cierpię na szereg symptomów i trudno mi zdiagnozować główne podłoże obecnego stanu rzeczy. To znaczy potrafię zidentyfikować swoje problemy i je nazwać, będą to samotność (niemalże całkowity brak kontaktów towarzyskich), kłopoty i stres w życiu zawodowym, rozczarowanie miłosne, dość spora nadwaga, brak energii, niezadowolewnie z własnego wyglądu (bo jest on obiektywnie zły, głównie z powodu wspomnianej sporej nadwagi, której nie miałem w przeszłości), ociężałość, szybkie męczenie się, drażliwość, brak napędu, okazjonalne stany lękowe (tzn. snucie czarnych scenariuszy różnych wydarzeń, niezależnych bezpośrednio ode mnie). Ktoś mógłby powiedzieć, że to typowe stany depresji, wystarczą leki antydepresyjne bądź terapia i powolne, acz wyraźne, zmienianie swojego życia. Odkryłem jednak, że mam również niski testosteron - badanie wykonałem prywatnie z własnej inicjatywy - wynik to 292 ng/dl przy normie z laboratorium podanej 241-850. Tutaj muszę zaznaczyć, że w Polsce mało który z lekarzy obeznany jest z testosteronem, i o ile mój wynik mieści się w normie, o tyle jest to norma dla wszystkich mężczyzn, a więc w wieku 18-80 lat... Tymczasem testosteron spada wyraźnie wraz z wiekiem. Według moich informacji, testosteron dla sprawnego mężczyzny w moim wieku powinien być co najmniej 2 razy wyższy. Według zaleceń międzynarodowych organizacji, przy poziomie poniżej 300, a nawet 330, i przy współistniejących objawach, zalecana bądź sugerowana jest często terapia, tzn. terapia zastępczym testosteronem (mająca jednakże potencjalne efekty uboczne oraz prowadzona najczęściej do końca życia, bo wskutek terapii organizm najczęściej zaprzestaje własnej produkcji tego hormonu). Zakładam, że dla Państwa są to dobrze znane informacje, ale według wiedzy książkowej niski poziom testosteronu może odpowiadać również za symptomy, które mnie meczą, oraz za wyraźny spadek libido (na co również się uskarżam). Ciekawi mnie, czy w mojej sytuacji bardziej wskazana byłaby terapia np. antydepresyjna, czy też testosteronem? Bo to w końcu dwie diametralnie inne rzeczy, choć z założenia, w moim przypadku, mające pomóc rozwiązać te same problemy. Dodam jeszcze, że mimo tych moich problemów, mimo tego, że brak mi energii na co dzień, to jednak jest we mnie niemała nadzieja i chęć radzenia sobie z moimi problemami samodzielnie. Wiem, że w końcu sam mogę poprawić swoje życie osobiste i rozwiązać problemy zawodowe, a także zrzucić te moje zbędne kilogramy (choć jest ich sporo), i tym samym rozwiązać większość moich kłopotów, nabrać ponownie więcej pogody ducha, pewności siebie... Libido powinno chyba wówczas również powrócić :) To znaczy, tak jak teraz każdy problem napędza inny i czarne koło się zamyka, tak samo wierzę w to, że jak na jednej bądź dwóch płaszczyznach nastąpi wyraźna poprawa, to również wszystko dalej samo lepiej się potoczy. Reasumując, wolalbym się uporać z moimi problemami bez udziału lekarza... ale jeśliby się miało nie udać, to nawet nie wiem, czy iść do psychologa, psychiatry czy może endokrynologa... (choć w sumie psycholog raczej odpada, nie potrafiłbym i nie chciałbym się przed nim otworzyć tak bardzo, jak wymagane byłoby to do skutecznej terapii. Dlatego jeśli już, to wolałbym leczenie stricte farmakologiczne). Pozdrawiam, Marek