Myśli samobójcze i wahania nastroju
Mam problem, a dokładniej nie ja, lecz mój bliski przyjaciel. Jest to mój bardzo bliski przyjaciel, znam go od roku, ma bardzo słabą psychikę. Najbardziej złamała go pewna sytuacja - ktoś próbował go kiedyś udusić. Był zastraszany i wyśmiewany w szkole. Wyniósł się z niej. Była też dziewczyna, która robiła dla niego wszystko, a on ją odtrącał, a po tym, jak ją odtrącił, zrozumiał, że ją kochał. Strasznie wini się, że ją skrzywdził. W każdym razie co jest nie tak. Czasami jest zupełnie normalnie sobą. Ale dosłownie - czasami. Dwa dni w tygodniu? Pozostałe, zawsze coś zepsuje mu humor. Może to być coś, co skojarzy mu się z tym duszeniem i innymi takimi, czasem to po prostu coś przykrego albo jak mama na niego w domu nakrzyczy, albo on czegoś nie zrobi w domu i czuje się winny i zły jednocześnie. I często mówi, że chce się zabić, ma takie tantrum smutku po prostu - przez jakiś okres, gdy jest najgorzej, nic do niego nie dociera, nawet ja, a mi mówi wszystko. Mówi, że jest mu wszystko obojętne, że ma dosyć, że chciałby zasnąć i się nie obudzić, łyknąć tabletki, zniknąć, przestać istnieć, że docenia to, że np. ja tak dbam o niego i martwię się, ale nie potrafi teraz tego doceniać. Ma za sobą jedną próbę samobójczą, dodatkowo często robi lekkomyślne rzeczy. Jest astmatykiem, ostatnio wziął prawie całe opakowanie tabletek, podczas gdy powinien brać jedną na dwa dni, popił wódką. Na szczęście nic mu się nie stało, moja mama jest farmaceutką, dzięki czemu po zadzwonieniu do niej wiedziałem, co mam robić. W sumie to nic takiego, bo tylko dużo mleka i patrzeć, co się dzieje.
W każdym razie ma te takie strasznie humory, jest wtedy ponury, nic go nie interesuje, wszystko go załamuje, zniechęca... to jest poza normalnymi dołami, poza normalnością jakąkolwiek. Mówi, że wie, że ma problem - nawet powiedział ostatnio, że podejrzewa u siebie depresję! - i że potrzebuje pomocy, ale skwitował to tak, że on tej pomocy nie chce. Dodatkowo był kiedyś w śpiączce z powodu wypadku na górce lodowej na 2 miesiące oraz miał wypadek samochodowy, który skończyłby się jego śmiercią, gdyby nie odsunął swojego siedzenia 10 min. wcześniej. Ma o sobie zerowe poczucie wartości, mimo że jest przystojny, ciągle mówi, że nie będzie nigdy w stanie nikogo pokochać, bo bałby się, że skrzywdzi tę osobę tak, jak tamtą dziewczynę. Często przerywa leczenie astmy, bo ma ochotę, to znaczy wziewny, które powinien brać codziennie - nie bierze ich nagle ni stąd ni zowąd przez kilka dni albo pomija jedną dawkę. Jest strasznie emocjonalny, strasznie wrażliwy, uczuciowy, często nie sypia po nocach.
Jest dosyć inteligentny, ale szkoła sprawia mu problem, bo ostatnio, to jest chyba najtrafniejszy przykład do pokazania zależności. Miał nauczyć się 50 słówek na angielski. Odkładał to... odkładał... mimo że miał na to tydzień, mimo że JA wszystko mu na kartce ładnie napisałem, przetłumaczyłem w ogóle... przypominałem. Uznawał, że to nie dużo, że ma czas, ostatniego dnia przed szkołą przeczytał te słówka, załamał się, zaczął mówić, że nie ma szans, nie zdąży się nauczyć, że się poddał, że jest za głupi. Znowu wróciły jego myśli samobójcze, postawił sobie też założenie, że jeśli będzie kiblował w tym roku szkolny (1 klasa liceum, jednakże on ma 18 lat, bo dwa lata ma w tył z powodu astmy i tego, że zlikwidowali mu poprzednią szkołę). Poddał się także na takiej zasadzie, że... hm. Porzucił swoje marzenie. Nie obchodzi go już szkoła, weterynaria, wybrał pierwsze lepsze liceum po prostu. Przepraszam za chaotyczność, trudno to wszystko złożyć w kupę, bo i on jest okropnie złożony. Już dwa razy powstrzymałem go przed połykaniem tabletek i walczyłem z jego humorami. Często poświęcałem na to całe noce, zawsze byłem przy nim, niby mu pomagałem, ale prawda jest taka, że jest ok póki jest przy mnie, ale później i tak wszystko go dołuje, wraca do tej ciemności, nic, co robię, nie jest długotrwałe.
Powtórzę jego objawy: Częste zmiany nastrojów spowodowane różnymi czynnikami - szkołą, sytuacją w domu, prawie zawsze wynikające z jego lenistwa czy odkładania wszystkiego na później, czasem nawet braku odpowiedzialności. Myśli samobójcze, chęci. Okropnie zaniżone poczucie własnej wartości. Nie rozumie, jak ktoś może coś w nim dostrzegać. Obojętność. Nie obchodzi go nic. Jeśli mówię mu np., że zabijając się, zraniłby okropnie wiele osób - w trakcie tantrum humoru odpowiada, że wie, ale nie myśli teraz o tym, nie obchodzi go to, nie ma ochoty oddychać... Momentami mam wrażenie, że cierpi na prokrastynację. Odkłada wszystko na później, wymówki, niewymówki, później nerwy... tak więc - lenistwo w pewnym sensie, odkładanie wszystkiego na później. Coraz mniej rzeczy go cieszy, a te, które go cieszą są nieoczekiwane drobnostki, zaskakujące. Ostatnio poprawił mu się humor, bo obejrzał film, który pozytywnie mu się skojarzył bądź - to dopiero mnie wbiło w fotel - bo zdobył jednorożca w jakiejś durnej grze. Natomiast gdy ma zły humor, taki zły zły, nic nie jest w stanie mu pomóc, a ja zawsze przy nim jestem i wychodzę z siebie. Dodam, że jestem w liceum o profilu psychologiczno-pedagogicznym, wiele osób się do mnie zwracało z problemami, ten osobnik jest dla mnie najważniejszą osobą, a jednocześnie tylko do niego nie mogę dotrzeć. Zaburzenia snu - czasem nie sypia wcale, później ma okres, że więcej niż zwykle, jakby odsypiał. Lęk. Właśnie. Kiedyś jego kuzyn (przepraszam, że tak ni z gruchy ni pietruchy) dał mu jakąś tabletkę, podejrzewamy, że narkotyk i kazał popić piwem, mówiąc, że to na ból głowy. A może to rzeczywiście tabletka była, ale zmieszana z alkoholem dała taki efekt. W każdym razie nie zachowywał się jak on. W ogóle. To znaczy, na początku był normalny. Później nie ma jak tego nie napisać, zaczął się do mnie przystawiać, to było dziwne, mówił sprośne rzeczy, później, gdy go uspokajałem, wiedząc, że coś jest nie tak, zaczął płakać, że inaczej się zachowuje, że co on robił, mówił... ten stan trwał całą noc. Był wtedy dobitnie szczery i mówił właśnie.. Boję się... Czego? Nie wiem, ale ogarnia mnie strach, boję się.... Cały czas był do mnie przytulony przez całą noc. Sam go rozebrałem, ubrałem w coś wygodniejszego, kazałem wypić herbatę, spać. I ten lęk czasem wraca. Zauważyłem, że często gdy śpi trzęsie się przez sen albo drga. I może nie tak panicznie, ale mówi czasem, że się boi np. że ktoś go odrzuci, albo że coś się powtórzy albo że coś napiszę za chwilę itp. albo czasem po prostu - że się boi, nie wie czego.
Zaczynam tęsknić za tym wesołkiem, jakim jest, z bujnymi gestami rąk, ciekawymi opowieściami rodzinnymi, tego, kim jest, coraz częściej widzę go zdołowanego, przygnębionego przez rzeczy, które sam sobie zgotował. A najgorsze jest to - on wie, że coś jest nie tak, ale boi się skierować do lekarza. Jego podejście do lekarzy jest straszne. Ma dziurę w zębie nieleczoną, niedawno zemdlał z bólu z jej powodu, a dopiero po świętach pójdzie (bo go na siłę zapisałem) do dentysty, wcześniej przez 3 miesiące mi obiecał, że to zrobi, że się zapisze, a nie zapisał, mało tego, przez pewien okres miał zadatki na wpadnięcie w lekomanię, natomiast ja mu to z głowy skutecznie wybiłem. Kontroluję teraz co bierze, zgodził się, nawet leki na astmę ja mu dawkuję... Często mówi też, że chciałby się zakochać, ale nadal odrzuca dziewczyny, które są mu obojętne mimo że widzi, że się o niego starają, mówi, że wystarczy mu taki przyjaciel jak ja i że nie chce nikogo już zranić. Jak mam go wysłać do specjalisty na diagnozę (i do jakiego)? Jak mu skutecznie pomóc, co może mu dolegać? Boję się, że coś sobie zrobi. Choć jestem na tyle przekonujący, że ostatnio powiedział, że żyje dla mnie, że już coraz rzadziej ma myśli samobójcze i to jest fakt, teraz te humory po prostu są bez tego, bo zawsze mówi mi, jak się czuje i na co ma ochotę, więc jestem spokojniejszy, ale boję się, że pewnego dnia po prostu coś zrobi. Dosyć łatwo go zdenerwować, opinia obcych ludzi strasznie mu dokucza, wszystko bierze do siebie. Dziękuję za wysłuchanie, przeczytanie mam nadzieję, że nie było zanadto chaotycznie...