Czy mój Synek miał jakiekolwiek szanse by żyć?
Witam!
Czy to dobrze, że po prostu zgodziłam się na decyzję lekarza i poród wywołany farmakologicznie? Może mój Synek miał jednak szansę, aby przeżyć? Był przecież taki silny i dzielny... Po przeczytaniu wyniku histopatologicznego już nic nie rozumiem.
W 8 tygodniu ciąży z powodu plamienia pojechałam do szpitala, na badaniu USG okazało się, że mam krwiaka. Lekarz po kilku dniach hospitalizacji zalecił leżenie i leki. Stosowałam się do zaleceń, jednak kilka dni później przyjechałam do szpitala z silnym krwawieniem (krwotok). Na USG stwierdzono, że dziecko żyje i dobrze się rozwija, a wszystkiemu winny jest większy krwiak.
Moje pytania do lekarzy - skąd ten krwiak, pozostawały echem. Po dwóch tygodniach opuściłam szpital i pojechałam na leżenie do domu. Bardzo zależało nam na zdrowiu naszego dzidziusia, dlatego naprawdę głównie leżałam (jednak ciągle krwawiłam - ale dr uspakajał mnie, że to opróżnia się krwiak), mąż zajął się domem i córką.
Po 1,5 miesiąca, kiedy na kontrolnym USG okazało się, że krwiaka praktycznie nie ma, omdlałam w domu, a po kilku godzinach zaczęło się wielkie krwawienie - tak duże, że w nocy mąż wywiózł mnie do szpitala, bojąc się, że się wykrwawię (wypadło też ze mnie kilka skrzepów - takich małych wątróbek).
W szpitalu dołączyli mi magnes w stałym wlewie, ale po dwóch tygodniach leżenia krwawienie nasiliło się, lekarze na USG określili, że większą część macicy zajmuje krwiak, a pozostałą zdrowo rozwijający się chłopczyk (był to 19 tydz. ciąży).
Z diagnozą „poronienie rozpoczynające się” przekazali mnie do szpitala specjalistycznego w Bytomiu. Tam podali mi 2 jednostki krwi i osocze. Leżałam i przyjmowałam bardzo dużo lekarstw. Lekarze określali stan, jako bardzo zagrażający - nie tylko życiu dziecka, ale i mojemu. Ja ciągle wierzyłam, że wszystko się uda...
Jednak w wigilię (w 22 tyg. ciąży) odeszły mi wody płodowe, zabarwione mocno krwią (najprawdopodobniej spływającym od ponad miesiąca krwiakiem). Na badaniu USG w kolejnych 3 dniach pokazywano mi praktycznie zerową ilość wód - widoczna była tylko 1 kieszonka, która ciągle malała, a Dzidziuś - mój kochany Synek ciągle żył...
Decyzja lekarzy była jednak nieodwracalna. Po 4 miesiącach walki, wyrzeczeń, poświęceń i wielkiej nadziei - musiałam urodzić Syneczka. Poronienie indukowane. Urodził się i nie miał szans by przeżyć. Mój śliczny mały Aniołek.
Proszę mi powiedzieć, czy mogłam coś zmienić? Skąd wzięły się te krwiaki? Tworzyły się nawet przy moim ciągłym leżeniu w szpitalu. Zdaję sobie sprawę, że Syn nie miał szans na zdrowy rozwój bez wód płodowych, ale dlaczego one odeszły? Zaznaczam, że CRP było w normie, więc o stanie zapalnym nie było mowy. Co jest nie w porządku z moją macicą, że nie potrafiła się uspokoić i utrzymać Synka?
Mamy niezgodność serologiczną, ale badany odczyn combsa wyszedł negatywny. Chcemy mieć jeszcze dzieci, czy taka sytuacja może się jeszcze powtórzyć? Co zrobić, by tego uniknąć? Jaki czas musimy odczekać?
W 22 tygodniu ciąży miałam poronienie indukowane farmakologicznie, z powodu braku wód płodowych i utrzymujących się narastających krwiaków w macicy. Łożysko wraz z przylegającym krwiakiem oddano do badania histopatologicznego. Tłumaczono mi, że może dowiem się, dlaczego stało się tak, jak się stało. Dzisiaj odebrałam ten wynik i nic nie daje mi ta informacja. Liczyłam na to, że dowiem się dlaczego tworzyły się krwiaki, czy dlaczego odeszły mi wody - ale nie potrafię z tego odczytać nic konkretnego, nie ma informacji o żadnym wirusie, czy innym zarazku.
Proszę o odpowiedź, co to oznacza? Czy wiadomo dlaczego tworzyły się krwiaki, dlaczego odeszły wody płodowe, dlaczego musiałam poronić? Czy nic nie dało już się zrobić? Jaką to daje mi informację na przyszłość (przyszłe ciąże)?
Czy mój Synek miał jakiekolwiek szanse by żyć?