Czy całkowite odstawienie neuroleptyku to dobry pomysł?
Czy w przypadku źle postawionej diagnozy psychiatrycznej długoletnie stosowanie neuroleptyku może w jakiś sposób uszkodzić mózg? 9 lat temu przeżywałem dużo stresów ze względu na studia dzienne, występowały u mnie duże problemy ze snem. Ratowałem się lekami nasennymi, z racji tego że w tamtym okresie po raz pierwszy w życiu używałem tego typu leków, często bałem się ich brać, ale brałem ze względu na to, że nie chciałem przeżywać "mordęgi" związanej z niespaniem. W konsekwencji często te leki albo nie działały albo zasypiałem z dużym lękiem. Po przebudzeniu byłem umęczony, ale i tak rzadko udawało mi się przespać całą noc, nawet po zastosowaniu leków. W sumie około miesiąca nie spałem prawie w ogóle, w konsekwencji trafiłem na dwa miesiące do szpitala psychiatrycznego, zdiagnozowano u mnie po paru dniach zespół paranoidalny. Podczas wypisu ze szpitala lekarz prowadzący powiedział, że mój przypadek uznaje za zawodową porażkę, ponieważ nie był do końca pewny co mi jest. Lek, który brałem po wypisie to Sulpiryd, miałem też się zgłaszać do PZP w mieście powiatowym. Przez 9 lat brałem ten lek, po każdorazowej konsultacji w PZP lekarz psychiatra wypisywała mi receptę. Przez ten okres głównie brałem 400mg na dobę tego leku, nigdy nie była to większa dawka. Kilka razy miałem zmniejszaną dawkę, ale z powodów lęków, niepokoju i problemów ze snem dawka znowu była zwiększana, lekarz określała to jako pogorszenie. Psychiatra w takiej sytuacji nie pytała mnie jak funkcjonuję na co dzień w życiu prywatnym i zawodowym, żeby ewentualnie dociec dlaczego te problemy się pojawiały, uznawała to za pogorszenie.
Jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że ten lek już mi nie służy, że go nie potrzebuję. Przyjechałem do psychiatry mówiąc, że chcę ten lek odstawić, psychiatra powiedziała, że nie, nawet nie tłumacząc dlaczego. Powiedziała, że jak chcę odstawiać to na własną rękę, ja wtedy zdenerwowałem się, podniosłem głos, żeby wytłumaczyć jej, że mam do tego prawo i że i tak za długo ten lek biorę. Ona mi na to, że nastąpiło pogorszenie, ponieważ podczas wcześniejszych wizyt tak się nie zachowywałem i podniosła mi dawkę o 50 mg. Wychodząc powiedziałem, że zmieniam lekarza, powiedziała mi, że mam do tego prawo. Sam zmniejszam dawkę, obecnie biorę 50mg od koło 2 tygodni na noc i czuję się dobrze, z tym że ostatnio mam problemy z zasypianiem i budzeniem się w nocy albo zasypianiem nad ranem, aczkolwiek nie jest to regułą. Ze względu na pojawiające się lęki i problemy ze snem zainteresowałem się zaburzeniami lękowymi i nerwicą. W okresie szkoły średniej i na studiach (obecnie mam 32 lata), przypomniałem sobie teraz, że występowały u mnie typowe objawy nerwicy, skojarzyłem je po przeczytaniu artykułów w internecie, też trafiłem na forum, na którym użytkownicy dzielili się informacjami na temat własnych objawów, też udzielali sobie wzajemnie porad. Duża część z tego co opisywano występowała u mnie w okresie szkoły średniej i studiów, z tego co pamiętam to nerwica nie była nigdy zdiagnozowana u mnie. Próbowałem sobie sam radzić z różnym skutkiem, lęk to często mi towarzyszył w życiu od drugiej połowy szkoły podstawowej. Ojciec jest alkoholikiem. I tu moje pytanie, czy zażywanie sulpirydu przez tak długi okres czasu mógł jakieś zmiany w mózgu spowodować, jakieś uszkodzenia? Po jakim czasie mogę z tej dawki 50 zrezygnować.