Osłabienie lipido po długoletnim przyjmowaniu antykoncepcji hormonalnej
Witam! Mam pytanie odnośnie libido przy antykoncepcji doustnej i niedoczynności tarczycy. Masa kobiet o to pyta i ja też jestem jedną z nich, gdyż bagatelizuje się tą sferę kobiecego życia - sama tego doświadczyłam już u wielu lekarzy. Słowa typu "No taka kolej rzeczy, że libido spada", "To pewnie stres i zmęczenie", "Tak to już jest, niech pani nie liczy, że będzie jak na początku związku", "niech pani kładzie się wcześniej spać to będzie pani wypoczęta" i masa innych złotych myśli. Zanim zadam konkretne pytanie postaram się podać przydatne informacje o sobie. Mam 26 lat, od ponad 8 lat jestem w stałym monogamicznym związku, mieszkamy razem od dwóch lat. Od razu uprzedzam - mój kłopot z libido nie wynika z kłopotów w moim związku czy spadku atrakcyjności partnera. Jak każdy związek mamy swoje gorsze i lepsze dni, jednakże bardzo się kochamy i szanujemy. Uważam ten związek za bardzo udany, a mojego partnera za niemalże idealnego dla mnie i wiem, że on również mnie w ten sposób postrzega. W wieku 18 lat zdecydowałam się na antykoncepcję doustną - był to Cilest. Przyjmowałam go 5 lat, a potem zaproponowano mi Yasminelle. Nie przypadły mi do gustu (trądzik, bóle głowy) więc dano mi Yasmin, one również jakoś mi nie pasowały więc wróciłam do Cilestu i brałam go około rok. Potem lekarz przepisał mi Sylwie 30 a potem trójfazowe Milvane, które biorę do dziś. Całe to zamienianie wynikało z mojego skarżenia się na spadek libido, złe samopoczucie, ospałość, suchość pochwy. Kiedyś gdy lekarze ginekolodzy na wizytach pytali mnie o te dolegliwości to szczęśliwie uśmiechałam się i mówiłam, że nic takiego nie ma miejsca. Uważałam nasze życie seksualne za doskonale. Często się kochaliśmy, nawilżenie było czasami wręcz za duże i w 98% przypadków osiągałam orgazm. Tak było przez 6 lat bez przerwy. Aż w końcu zaczęłam mieć te wszystkie dolegliwości, a do tego kłopoty ze snem i suchą skórą. Sama zdecydowałam by zbadać TSH oraz kilka innych czynników, bo jakoś nikt na to nie wpadł. Badania wykonałam 10. 10. 2010. Okazało się, że mój wynik to 6, 7, ponad to podwyższony cholesterol w tym trójglicerydy - typowe przy niedoczynności. Po wizycie u endokrynologa wykluczono Hashimoto a USG wykazało małe zapalenie, ale nic poważnego. Otrzymałam euthyrox 50. Na samym początku poczułam ogromną ulgę. Zaczęłam się wysypiać, przestałam mieć huśtawki nastrojów, ochota na seks też wróciła choć i tak byle jaka, ale to i tak było dla mnie coś. Ale po jakichś dwóch miesiącach znowu wszystko zaczęło wracać, choć nie było tak uciążliwe jak przed włączeniem leku. W między czasie oczywiście się badałam i wyniki były następujące:1, 9; 0, 4; 3, 41; 1, 1. Niebawem wybieram się ponownie na badanie krwi. Od maja 2011 regularnie utrzymuję aktywność fizyczną (zajęcia fitness), niby jestem szczupła ale nie tak jak bym chciała, mam ogromne trudności ze zbiciem wagi, ale nie to obecnie mnie nurtuje najbardziej. Doskwiera mi mój stosunek do seksu - tzn. nie mam na nic ochoty, nawet żeby się przytulić. Czasem wręcz odczuwam awersję na samą myśl o seksie. Dla mnie to jest nie do pomyślenia! Zawsze daleko było mi do oziębłości, czasem nawet mój partner za mną nie nadążał, a teraz? Kochaliśmy się ostatnio jakieś 2-3 miesiące temu. Był to cudowny seks - co ciekawe, mimo mojego stanu zawsze jest, zawsze są orgazmy, zawsze jest wspaniale-ale żebym ja w ogóle się do tego przekonała i nabrała ochoty to są kombinacje alpejskie! Cierpię na brak chęci - nie na kłopoty z samym współżyciem (były kłopoty w postaci bólu i niezadowolenia z mojej strony przez brak nawilżenia, który wciąż się utrzymuje, ale kupiliśmy żel intymny i nie ma z tym problemu). Ale póki nie ma mojej chęci to nie ma też samego seksu. Niezmiernie brakuje mi tego rodzaju bliskości z moim partnerem - nie chcę nawet myśleć co on czuje. Rozmawiamy o tym, ale on nie daje nic po sobie poznać. Cierpliwie czeka i wykazuje się wyczuciem, ale ile można? Seks zbliża i nie potrafię przywyknąć do jego braku między nami. Na dzień dzisiejszy może dla mnie nie istnieć. Zatem moje pytanie brzmi: jakie badania mogę jeszcze wykonać? Zamierzam oczywiście TSH, morfologię itd., ale czy warto jakieś inne wskaźniki? Czy badanie poziomu prolaktyny ma sens? Jeśli tak to w jakim okresie przyjmowania antykoncepcji (np. 7dniowa przerwa na czczo)? Czy warto odstawić tabletki i sprawdzić poziom hormonów płciowych by zobaczyć czy to tam libido leży pogrzebane? Jak mogę sobie pomóc? Może jakieś inne tabletki antykoncepcyjne? Albo jakaś l-arginina (tylko że o niej dużo złego słyszałam)? Ja już nie wiem co mam robić. Bardzo proszę o odpowiedź na te pytania. Ostatnio jakieś 2 tygodnie temu też pisałam z prośbą na Państwa portalu o innej tematyce i tam dostałam 2 zdania w odpowiedzi, które sugerują konsultację z endokrynologiem-ginekologiem (co jak najbardziej popieram i rozumiem, ale zanim się udam chciałabym zrobić stosowne badania) i z takim miałam już kontakt i usłyszałam: "Przy leczeniu niedoczynności tarczycy TSH powinno być niższe niż 1, 0. Jeżeli jest wyższe, to dawka tyroksyny jest zbyt niska (bardzo odkrywcze…). Tabletki antykoncepcyjne przyjmuje się przez ok. 1 rok, a potem robi się przerwę, aby powrócił naturalny cykl miesiączkowy (myślenie z przed dekady)." Taka odpowiedź moim zdaniem jest żenująca i ręce mi już opadły. Z góry mimo wszystko dziękuję za jakąś dobrą sugestię. Pozdrawiam serdecznie!