Brak apetytu i niechęć do jedzenia a stres
Witam! Mam 23 lata. Mój problem polega na tym, że nie wiem czemu odczuwam duży problem z jedzeniem przy dziewczynie, ewentualnie w dużym skupisku ludzi, najczęściej, których nie znam lub których mam poznać. Do tego zauważyłem, że jestem osobą raczej mocno się stresującą byle jakimi rzeczami. Na przykład dowiaduję się, że dziewczyna idzie się spotkać ze swoim kumplem, o tym wiem, że jej nie podrywa ani nic, a i tak się denerwuję i automatycznie opada mi apetyt. Właśnie u mnie jest tak, że stres czy sytuacja stresująca jest powiązana z apetytem. Od dawna to miałem, już jako nastolatek bałem się jeść w szkole, bo myślałem, że nie dam rady zjeść i się skompromituję. Głównie to na tym polegało. Przy pierwszej dziewczynie też bałem się jeść. Kiedyś dochodziło do tego, że nawet w domu bałem się jeść obiad z rodzicami i strasznie się stresowałem, co powodowało, że miałem napchany brzuch i ledwo jadłem. Musiałem też dużo popijać, bo łatwiej wtedy jedzenie przechodzi przez gardło. Z wiekiem problem malał. Ze znajomymi, których znałem nie miałem problemów, zwłaszcza z najlepszymi kumplami. Potem na wyjazdach też było okej, radziłem sobie, zwłaszcza jak piłem alkoholu dużo na wyjazdach to problem nie miał już znaczenia. Z kolejnymi dziewczynami było w miarę okej.
Może problem się pojawia jak spodziewałem się pójścia do restauracji itd. to myślałem ciągle o tym, że nie zjem tego co zamówię i wymyślałem często bóle żołądka lub inne dolegliwości. Moja ostatnia dziewczyna w ogóle mnie nie stresowała i jadłem u niej normalnie i w jej obecności. Problem się odnowił od kiedy jestem z obecną. Ma ona dość silny charakter i na początku znajomości nie miałem problemów, by z nią jeść. Jednak jak mi mówiła „dojedz to” albo „a co zostawiasz na talerzu” mój lęk rósł stopniowo. Po roku znajomości wyjechałem z nią i jej znajomymi na wyjazd i tam jeszcze spokojnie jadłem z nimi, chyba że się z nią pokłóciłem, to nic nie mogłem zjeść, bo byłem wściekły. Dodam, że jesteśmy ze sobą już prawie 2 lata. Jednak teraz jest źle, bo jak tylko pomyślę, by u niej zjeść, to łapie mnie jakaś blokada. Na przykład ostatnio pojechaliśmy na imprezę rodzinną. Przez 4 tygodnie myślałem o tym, że będę jadł z nią i jej rodziną, że wypada zjeść jak należy. Tworzyłem sobie takie rzeczy w głowie. Stworzyłem historyjkę, że mnie brzuch boli i mam jakieś kłopoty żołądkowe, w co uwierzyli wszyscy. Dziewczyna mówi, że jem mało, a ja się przy niej po prostu hamuję, kiedyś troszkę sobie z tego żartowała, teraz na to już nie zwraca uwagi i wiem, że w ogóle mnie nie ciśnie w żaden sposób. Jak mi mówi o tym, że słyszała o takiej czy innej restauracji, to mówi, że tam byłoby smacznie itd., a ja tylko przytakuję, bo nawet przez myśl mi nie przechodzi, by gdzieś pójść zjeść. Najlepsze jest to, że jak już zjem obiad mimo wcześniejszego strachu to czuję się wspaniale, że dałem radę itd., że może już koniec problemu. Tylko jak znowu się o coś wkurzę lub zestresuję, to jakby już nie jestem taki pewny.
Na pewno odpada rozmowa z nią na ten temat, bo po 1, co ona by sobie pomyślała o mnie, zresztą to wcale nie znaczy, że się stresuję jak z nią zawsze jestem, tylko że to jedzenie jakoś mnie blokuje. Często jeździmy na działkę, raz na miesiąc. Jak ją po raz pierwszy wziąłem, to myślałem tylko o jedzeniu itd. Jak raz zjadłem obiad, który zrobiła, to poczułem się super. I potem to przeszło i czułem się bardzo dobrze przez 2 tygodnie. Potem się chyba pokłóciliśmy i to jakoś samo wróciło. Teraz jak jeździmy mam zawsze taki problem, mimo że mnie w żaden sposób nie „krępuje” ani nic. A jak zjem obiad, to i tak myślę, że innym razem może nie dam rady. Zawsze mam wodę, by popijać, jak nie będę mógł zjeść. Czasami biorę kęsa, zjem trochę i coś pomyślę, że jeszcze tylko do zjedzenia i stresuję się niepotrzebnie, a to tylko pogarsza. Jak jem sam lub z rodziną, to na luzie jem i nawet jak jestem zapchany, to jem mnóstwo.
Generalnie dużo się stresuję o byle bzdetki, ale to jest tak, że u mnie stres=brak apetytu. Największy problem z jedzeniem mam jak mam jeść z dziewczyną i nieznajomymi. To myślę o tym dużo wcześniej. Chyba najlepiej jak się dowiem nagle o tym, że gdzieś mamy iść zjeść, bo nie mam czasu, by spowodować, że mój brzuch jest troszkę rozstrojony. Z drugiej strony jest to jak jakiś szok, który przechodzi przez ciało. Jak wypiję alkohol, to jest o wiele lepiej. Ze znajomymi i rodziną nie ma problemów z jedzeniem. Chyba że np. dziewczyna zadzwoni, a jesteśmy pokłóceni. Jak idę na imprezę, to nie mogę nic zjeść wcześniej, potem jak wypiję i mam dobry humor, to mogę jeść ile wlezie. Generalnie jestem osobą dobrze zbudowaną, jem dużo na co dzień. Chodzę na siłownię i trenuję. Dużo jem wieczorami, rano mało, bo nie mogę w siebie wepchnąć nic. Jak idę z dziewczyną na miasto, to raczej nic z nią nie jem, ona zje sobie naleśnika, a ja mówię, że w domu jadłem. Potem wracam do domu i już jem ile wlezie, jakbym sobie odbijał stracony czas. Dodam, że nie lubię jeść z dziewczyną, bo nie po to się z nią idę spotkać. Wolę się poprzytulać, ale to nie w tym sęk chyba. Proszę o pomoc, bo mnie to bardzo denerwuje!