Chyba mam depresję, ale problemy zajadam i zapijam alkoholem. Czy jest na nie inny sposób?
Witam! Od dłuższego czasu nie mogę sobie poradzić ze swoim smutkiem. Do tej pory odsuwałam myśl o swoim złym samopoczuciu na bok, zrzucałam to na zmiany w życiu (rzuciłam pracę w budżetowce, założyłam własną firmę w branży, na której się kompletnie nie znam - miał mnie w tajniki wprowadzić mąż, a on sam sobie w tej całej sytuacji nie radzi).
Zawsze byłam osobą pogodną, szaloną, głowę miałam pełną marzeń. Najbardziej zaniepokoił mnie fakt, że ja o niczym nie marzę. Jak zamykam oczy widzę mur. Czuję się jak zagoniona w jakiś ciemny zułek. To, że rano wstaję z łóżka zawdzięczam tylko moim synom, dla których muszę żyć, nie mogę się załamać, jestem im potrzebna.
Swoje samopoczucie poprawiam jedzeniem - co chwilę coś podajadam albo zwierzęco rzucam się na jedzenie, mimo, że przed chwilą jadłam. Często ryczę. Wieczorem sięgam po alkohol, który działa na mnie bardzo różnie: albo się lekko wyciszę, albo dostaję napadu histerii i ryczę poł nocy, a rano mam tak napuchnięte oczy, że ledwo na nie widzę, Często w ciągu dnia czuję mdłości.
Czuję, że ze mna jest coś nie tak. Czy to depresja? Czy muszę szukać gdzieś pomocy, czy mogę sobie pomóc sama?