Czy zrobienie punkcji przy boreliozie ma sens?
Moja córka zachorowała w sierpniu 2008 roku na boreliozę. Była przeleczona w szpitalu po objawach podwójnego widzenia. Już ok. 6 miesięcy po leczeniu przy wejściu po schodach zablokowało się kolano. Chodziliśmy do ortopedy, zabiegi, nie było dużo lepiej. Wydaje się, że na zmianę pogody stawy dają te objawy. We wrześniu, jak zaczęła się szkoła, zaczęły się bóle pleców, trudności z oddychaniem. Prześwietlenie wykazało skrzywienie kręgosłupa. Stała się apatyczna, ciągle zmęczona, do szkoły trzeba ją zawozić i odbierać, bo torba jest za ciężka. W styczniu pojawiły się zawroty głowy. Wizyta u neurologa i decyzja szpital, aby porobić jej badania, bo nikt nic nie widział, a do tego schudła chyba 4 lub 5 kilo. Ciągle jest zmęczona i nie mająca życia w sobie. W szpitalu po wykonaniu rezonansu okazało się, że są zmiany demnizacyjne, powtórna terapia lekiem tym samym co wcześniej. Czekamy jeszcze na wyniki krwi związane ze stawami. Wyniki boreliozy są lepsze niż 1,5 rok temu. Czy punkcja jest w takim przypadku potrzebna, jeżeli jest diagnoza z krwi i rezonansu? I czy w takim razie musimy się liczyć z tym, że będzie ona wracać co jakiś czas?