Czy zapis EEG w granicach normy jest jednoznaczny z wyleczeniem padaczki?
Cztery lata temu przydarzył mi się atak, który później na podstawie EEG po nieprzespanej nocy, pozwolił zdiagnozować padaczkę. W tym czasie cierpiałam na depresję i od kilku lat na ciężką bezsenność, przy intensywnej pracy fizycznej. Miałam też anemię. Należę do osób raczej zbyt wrażliwych a przy tym opanowujących swoje emocje (chodzi zwykle o te negatywne). Leki na bezsenność już mi nie pomagały. Pod koniec tego dnia, gdy nastąpił atak, byłam bez odpoczynku i prawie nic nie jadłam (ogólnie jadłam o wiele mniej). Praca, jak nigdy, wymagała pełnej mobilizacji i maksymalnego zaangażowania. Pamietam osłabienie a potem próby skontaktowania się ze mną. Osoba, która była przy tym, mówiła o drgawkach. Przez jakiś czas nie było ze mną kontaktu. Gdy nieco doszłam do siebie mówiłam od rzeczy i nic nie mogłam sobie przypomnieć. Ale to już pamiętam. Zmoczenia się i przygryzienia języka nie było. Od tamtej pory leczę się na padaczkę. Dotąd nic niepokojącego się nie wydarzyło. Po całkowitej zmianie trybu życia, przesypiam spokojnie noce. Unikam przemęczenia i dbam o odpoczynek. Jak się zdaje depresja już mi nie dokucza, choć nadal mam skłonności do anemii (przy znakomitym apetycie). Wczoraj odebrałam wynik EEG: rytm alfa 10/s średnionapięciowy z domieszką fal szybkich, symetryczny. Reakcja zatrzymania obecna. Próba hiperwentylacyjna ujemna. No i "zapis w granicach normy". Czy to znaczy, że jakaś poprawa nastąpiła? Jeśli chodzi o mnie, to wolałabym brać leki nadal, w obawie przed powtórnym atakiem, ale to przecież nie o to chodzi. Pytam tutaj, ponieważ w mojej rodzinnej miejscowości trudno o stałych lekarzy. Obecnie znów jestem u innego neurologa i nie każdy jest tego samego zdania. Chciałabym po prostu wiedzieć, jaki jest mój obecny stan zdrowia i czy w tej sytuacji mogłabym ze spokojem zdecydować się na potomstwo, bez zagrożenia dla niego? O ile to możliwe, proszę o odpowiedź i dziękuję.