Jak leczyć stany depresyjno-lękowe, bez utraty libido i przyrostu masy ciała?
Chciałam dowiedzieć się, czy są jakieś mało drastyczne sposoby leczenia stanów lękowo-depresyjnych? Jestem kobietą, leci mi 21 rok życia. Biorę lek tabletki antykoncepcyjne bez żadnych skutków ubocznych. Nie tylko dla zapobiegania ciąży, ale w celu regulacji miesiączki i zmniejszenia problemów z PMS. Uczęszczam do szkoły dla dorosłych, przed maturą. Nie mogę sobie pozwolić na miesiąc czy dwa pogorszenia, bardzo ważne jest dla mnie pomyślne ukończenie szkoły. Czytałam trochę o lekach i przy wszystkich występują działania uboczne, które mnie odstraszają. Przedstawię mój problem. Stany lękowe miewałam odkąd pamiętam. Pojawiały się wyraźnie wieczorami, jak zostawałam w łóżku sama ze swoimi myślami. Wtedy moja uwaga, wbrew mojej woli, kierowała się na obiekty, które mnie przerażały. Często były absurdalne albo nie do końca określone. Wiedziałam, że nie powinnam się bać, ale to było silniejsze ode mnie. Przykładowo, już w wieku szkolnym, obejrzałam film (wiedziałam, że to fikcja), w którym przez krem zmienił się komuś kolor twarzy na parę dni. Potem wszystko minęło. Ciągle ta wizja, myśl o takiej możliwości mnie nachodziły i wywoływały przerażenie. Nie umiałam wyjaśnić dlaczego, ale to mnie paraliżowało, miałam ochotę krzyczeć, uciec od tego, rozpaczliwie starałam się odwrócić myśli, ale tętno mi przyspieszało, czułam emocjonalne pobudzenie, przyprawiające o zawrót głowy, przez co godzinami nie mogłam zasnąć. Strach przesłaniał wszystko. Obecnie nie występuje to już tak często, zamiast tego pojawiają się stany depresyjne. Niechęć do spotkania się z kimkolwiek, do jakiegokolwiek działania. Nie umiem znaleźć energii nawet dla rzeczy, które lubię. Czuję niepokój, kiedy mam cokolwiek zrobić. Co jakiś czas mam napad lęków - wtedy przyszłość jawi mi się w najczarniejszych barwach, czuję się jak zero, pożera mnie wstyd. Strach mnie paraliżuje, nie wiem, co mam ze sobą zrobić, jak od tego uciec, nie chce mi się żyć (nie mam myśli samobójczych, po prostu... w danej chwili życie mnie przeraża i nie wierzę w żadne możliwości, bo znowu może mnie to dopaść i nawalę). Podstawówka była dla mnie koszmarem, dzieci traktowały mnie jak zarazę, nawet tak do mnie mówiły, każdy w szkole mi dokuczał, uczniowie wszystkich klas mnie wytykali palcami. Nauczyciele byli źli, że ciągle się spóźniam (odprowadzała mnie notorycznie spóźniająca się matka), że opuszczam zajęcia - czułam się tak źle, że starałam się wymigać na wszystkie możliwe sposoby. Nie przywykłam do tego, że wychowawca okazuje mi złość, jest taki ostry, wcześniej chodziłam do przedszkola integracyjnego. Dlatego więcej opuszczałam i miałam zaległości. Mając zaległości, miałam jeszcze większy stres na lekcjach, że mnie zapytają albo zrobią sprawdzian i się wyda. Tak to się kręciło latami. Nabawiłam się poważnej fobii szkolnej. Kiedy miałam iść do szkoły, napady lęków pojawiały się także rano. Na minimalnej frekwencji koniecznej do zdania skończyłam gimnazjum i rzuciłam szkołę. Chciałam pracować, ale zbytnio się bałam, by w ogóle spróbować. W końcu podjęłam naukę w CKU. Teraz jestem w ostatniej klasie. Prześlizgiwałam się, znowu opuszczałam, znowu się prześlizgiwałam... Mimo że z biegiem lat lęki się nieco zmniejszyły (trochę rzadziej mam napady, troszkę mniej silne zazwyczaj), to jednak kiedy już nikt nie może mnie zmuszać (dzięki temu czuję się nieco lepiej), czasem nie umiem się sama zmobilizować. Chcę, ale mnie paraliżuje. Ogarnia mnie zniechęcenie, wątpliwości, w końcu myśl: może jutro... To jest tak fazowo. Są okresy, w których całkiem nieźle prosperuję, a potem taki wielkie spadki energii, nic mi się nie chce, na niczym nie mogę się skupić, bywam rozdrażniona, smutna, otępiała. Od roku jestem w związku. Partner nie wie o mojej szkolnej historii, ale jest dla mnie wielką pociechą i oparciem (w domu jest strasznie, ale na razie nie umiem się wyrwać, nie podołam szkole, pracy, by zarobić na mieszkanie, szkołę, wyżycie, utrzymaniu własnego kąta...). Przez ten rok pomyślnie zaliczyłam 2 semestry i poprawiłam stopnie, ale teraz przed maturą lęk się nasila, znowu mnie paraliżuje, wpadam w depresję... Chodziłam do psychologa, bez większych rezultatów. Proponowano mi wizytę u psychiatry. Chciałabym jednak przed pójściem wiedzieć, czego mogę się spodziewać. Skutki uboczne, których możliwości absolutnie nie dopuszczę to: - przyrost masy ciała - moja rodzina ma tendencje do tycia, nie jestem bardzo gruba, ale mam lekką nadwagę, a przy tym bardzo duży biust, co jest niezwykle uciążliwe. Nie zniosłabym, jakby jeszcze urósł i jakbym stała się mniej atrakcyjna (całe życie pracowałam, by mieć choć minimalne poczucie własnej wartości i ciało jest dla mnie ważne); - obniżenie libido (jak już wspomniałam, związek jest dla mnie ważny, a seks jest ważnym elementem związku, to jest coś, co nas dodatkowo zbliża i sprawia, że lepiej się czujemy, to jest coś pięknego, jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie mnie spotykają, bardzo ważne jest, by móc dawać spełnienie partnerowi i sama je czerpać); - negatywny wpływ na tabletki antykoncepcyjne. Niestety leki, o których czytałam miały właśnie takie skutki uboczne i to nie sporadycznie, a bardzo często, albo prawie zawsze. Chciałam zapytać: - Czy są jakieś zioła, leki bez recepty, "domowe sposoby" walki z moimi problemami? - Czy są leki na receptę, które mogłyby mi pomóc, nie przeszkadzając w nauce przez pierwsze tygodnie i nie powodując niechcianych przeze mnie skutków ubocznych? - Czy jest możliwość udania się bezpłatnie do lekarza psychiatry? - Czy mogłabym prosić o polecenia jakichś specjalistów w Warszawie?