Mam 15 lat i myślę, że mam depresję. Mógłbym się zgłosić do psychiatry?
Mam 15 lat, ledwo otrzymałem promocję do 3 klasy gimnazjum, mimo że kocham naukę i sprawia mi ona wielką satysfkację i w podstawówce bardzo się wyróżniałem. Teraz też się wyróżniam, w inny sposób.
Zrobiłem coś takiego jak test "skala depresji Becka" - mój wynik to 43, nie koloryzowałem w teście (ciężka depresja od 26 pkt). Objawy? To co dziś czytałem o depresji... Prawie wszystkie objawy pokrywają się z moimi: nocami drczę się błahymi pomyłkami sprzed lat, o których inni zapomnieli po 5 minutach, tym, że do szkoły spóźniałem się na 3, 4 lekcje, bo spałem... Nie, to mnie nie dręczyło, nie miałem sił się tym dręczyć. Nie zjadłem dziś obiadu, byłem głodny. Jestem już w stanie wegetatywnym? Mam lęki, nieracjonalne, że cały świat to teatr i wszystko jest ustawiane. Był taki film, gdzie facet grał w filmie od dziecinstwa, nie wiedząc o tym.
Jestem na ogół lubiany, chociaż nie stwierdzę tego racjonalnie, nie wierzę w to, co piszę, pewnie tak jest. Pewnie jestem nawet wyjątkowy, ale w moich oczach jestem zerem. Siedzę przed komputerem caly czas - uzależnienie? Wąptię, nie cierpię tego, ale nic innego mi się nie chce. 3 tygodnie na wyjeździe (o czym wspomne potem) bez komputera i nie czułem się źle bez niego. W oczach rodziny jestem uzależnionym leniem, marginesem społecznym, wyrosnę na bezdomnego. Śmieszne, kocham się uczyć, gdyby nie mój stan, uczyłbym się na okrągło. Nie wierzę, że zostanę naukowcem czy lekrzem - moje marzenia. Nie w tym stanie.
Przyznałem, że jestem uzależniony, beztroski, leniwy i pusty. Byłem pod ścianą. Potrafię płakać przez cały dzień , potrafię raz na pare miesiecy być, przez nie więcej niż godzinę, w stanie niebywałej eufori, radosci bez powodu, rozmawiam wtedy ze wszystkimi o wszystkim, latam po domu, ćwiczę, robię plany, uczę się! Zasypiam, budze się, i co? I nic. Znów przygnębienie. Wyjazd na 3 tygodnie, jeszcze w roku szkolnym, do mojej siostry... Stan euforii, dowiedziałem się o moim karygodnym zachowaniu i niespokoju. Uspokoiłem się, nie byłem smutny, może trochę, napewno nieszczęśliwy.
Przeczytałem 3 książki w 3 dni, dbałem o porządek w domu siostry i szwagra, to było coś, ten spokój i uczucie powolnego postępu, wystarczył powrót do domu, aby to wszystko zburzyć. Płacz, przygnębienie, komputer, zmuszanie się do jedzenia... Dziś czytałem o depresji i ten test. Nie mogę doczekać się dorosłego życia, chcę tego spokoju, dbania o porządek (normalnie jestem pracowity i pedantyczny). Dziś żyję w syfie. Jutro wyjdę z domu uczyć się. Jeśli wstanę... Nie wiem co mi pomoże, chyba hospitalizacja. Chciałbym tego, ta choroba jest nie do pokonania, a tyle mogę zrobić dla świata.
Co mam zrobić? W domu nie mam spokoju, pomocy, zrozumienia, ale za to jestem obsługiwany, moje zachcianki są spełniane od tak. Na co mi to? Na co mi te nerwy? Ile jestem jeszcze w stanie wytrzymać? Jak długo? Obawiam się, że niewiele. Chciałbym pomocy, potrzebuję tego, może mój stan jest kierowany przez ewolucje? Może natura nie chce mnie tu, ani moich genów? Może tak ma być? Mam walczyć? Chcę pomocy, gdybym mógł zadzwonić na numer xxx: - Dzień dobry! Jestem w złym stanie psychicznym, jestem rośliną, pomocy! - Dobrze już jedziemy hospitalizacja, rozmowa, diagnoza, psychotropy, dogłębna terapia od zaraz.
Nie spodziewam się wyleczenia od zaraz, ale pomocy - tak. Czy zamiast tego wymyślonego telefonu, mógłbym się zgłosić do psychiatry? Jest jakieś pogotowie? Jak mam sobie pomóc?! RATUNKU na POMOC!