Tarczyca a depresja
Witam, mam 37 lat, jestem mężczyzną. Od około 10 lat choruję na nadczynność tarczycy, ale czuję, że jest to coś więcej. Od prawie 2 lat tarczyca jest w normie, nie sprawia mi kłopotu, badania wychodzą dobrze, ale lęk, niepokój, drżenie całego ciała i paniczny strach prowadzący do zawrotów głowy jest nadal. Poza tym źle sypiam, czasami nie mogę zasnąć albo wydaje mi się, że wcale nie spałem, jestem ciągle zmęczony, nie mam dobrej koncentracji, mam ciągłą pustkę w głowie. Nawet mam kłopoty ze wzrokiem, chociaż konsultacja z okulistą nic nie przyniosła, ponoć wzrok mam dobry, chociaż miałem kłopot z odczytaniem liter, ale to jest przejściowe, ponieważ choruję na tarczycę i może to być tym spowodowane. Zaczynam chować się w domu, jakby izolować przed światem, nie umiem się już uśmiechać, mam kamienną twarz. Lekarz endokrynolog powiedział, że tarczyca jest w porządku, a ja dalej się czuję, jakbym był chory. Co prawda nie czuję, żeby tarczyca mi jeszcze dokuczała, to jakby było coś innego. Nie wiem, gdzie iść, kogo prosić o pomoc. Przyznam, że jakieś 10 miesięcy temu byłem u psychiatry, ale wizyta nie przyniosła dobrego skutku. Lekarz powiedział, że mam symptomy depresji, ale... i właśnie się zaczęło - tarczyca znów wzięła górę, że niby ma podobne objawy, przepisał lek, ale nie wytłumaczył dlaczego i co mi się dzieje. Przyjmowałem go jakieś 3 tygodnie, później za namową rodziny odstawiłem. I teraz nie wiem, co dalej. Dolegliwości są i wiem, że to nie tarczyca, bo przecież dwa lata wyniki są dobre. Czy mam się poddać i iść do endokrynologa, czy do innego psychiatry? Proszę o wytłumaczenie, pomóżcie. Jeśli napisałem niezrozumiale, wybaczcie, jest mi ciężko poskładać to do kupy i wytłumaczyć, o co mi chodzi. Pozdrawiam cały zespół abc.