Czy to może być schizofrenia?
Witam! Piszę do państwa, ponieważ obawiam się schizofrenii. Co prawda dużo osób mi mówi, że wszystko ok (znajoma psycholog, lekarz psychiatra jeden również, ale drugi no nie wiem). Chodzi o to, że pół roku temu zakończyłam dla mnie bolesną psychoterapię. Dla mnie zakończenie było dramatyczne - tzn. miałam wrażenie powtórzenia traumy, nie czułam się gotowa na koniec, i jakby to wszystko było przerwane - to ostatnie spotkanie - powodzenia, do widzenia - tak skwitowały to terapeutki po dwóch latach. Terapia była prowadzona w nurcie analitycznym, była grupowa. Kilka dni po zakończeniu zaczęłam bardzo dziwnie reagować- tak jakbym się rozpadała na pół - umysł spokojny, a ciało szalało, tzn. - miałam bóle głowy, zawroty, było mi słabo - tak jakbym nie chciała dopuścić, że to koniec. Byłam wściekła na terapeutki, ale strasznie. Było we mnie masę emocji i wtedy jeszcze jakoś się kontaktowałam z emocjami. Potem było coraz gorzej, nie potrafiłam sobie pomoc.
Zaczęłam podupadać w nastroju, czułam ogromną obojętność nawet do osób mi bliskich. Nie czułam ani radości, ani smutku, ani nic. Przynajmniej nie przeżywałam tego jakoś tak szczerze. Owszem mogłam sobie w głowie coś tam nazwać, ale to było takie automatyczne. Zaczęłam bać się ludzi - tzn. byłam osobą towarzyską, a później jakoś głębszy kontakt jakoś mnie przerażał. Miałam wrażenie, jakby ktoś mnie podpalił - tzn. działałam chaotycznie bez zastanowienia. Zaczęłam mieć problemy ze snem - spałam płytko, miałam bardzo realistyczne sny. Czułam ciągłe napięcie oraz pojawiał się lęk. Jak emocje się pojawiały to miałam wrażenie, że zemdleję. Mam wrażenie bycia za jakąś dziwną barierą. Straciłam zainteresowania wszelakie, brak mi motywacji, nie czuję się sprawcza. Nie mogłam poradzić sobie z tym rozstaniem. Byłam u terapeutki, bo chciałam to po swojemu zakończyć, ale ona stwierdziła, że ja tak mam i tyle. Strasznie się bałam, że jeśli ja nie przeżyję tej złości, to popadnę w depresję. Poniekąd chyba tak się stało. Nie odczuwam nic. No dobra, z czasem trochę sobie popłakałam, ale to nie były jakieś szczere łzy. Miałam wrażenie ponownego zamrożenia emocji (kiedyś tak miałam, ale na terapii DDA zauważyłam, że je mam).
Nie pracuję, boję się. Nie chce się angażować. Siedzę w domu, brak mi jakiejkolwiek odpowiedzialności, nie potrafię na siebie spojrzeć krytycznie. Czuję się oziębła emocjonalnie, widzę jak moje myślenie się zmieniło, jest jakieś takie sztywne. Moje libido zmalało, czasem mam wrażenie, że nie mam żadnych granic. Spanie pozostawiało dalej wiele do życzenia, ale było coraz lepiej. Jednak wkurzało mnie to bycie za szybą, poszłam do psychiatry - przepisał mi cital. Strasznie się bałam psychotropów. Ale je wzięłam. Brałam je tydzień. Jakoś wg mnie strasznie je tolerowałam, choć podobno nawet nie miały prawa jeszcze zadziałać. Czułam się otępiała, lęki się wzmogły, nie mogłam już totalnie spać, miałam koszmary, nie mogłam jeść i wymiotowałam. Odstawiłam i jest trochę lepiej, ale teraz borykam sie z paskudną bezsennością. Nie spałam w sumie od tygodnia - krótkie drzemki z masą snów ok. 3 godzin. Teraz już jestem zobojętniała na to, nie czuję zmęczenia, owszem głowa ciężka, ale nie jestem zmęczona. Mam wrażenie, jakiegoś odrealnienia, nie potrafię się skupić na rzeczywistości. Mam objawy hipochondryczne, czuję się jak autystyk.
Byłam u psychiatry i sam nie wiedział co mi jest, że działam jak rozregulowane radio, bo przyszłam do niego nabuzowana, poddenerwowana, rozpłakałam się i w ciągu kilkunastu sekund się uspokoiłam. Mam poczucie oderwania od siebie. Stałam się drażliwa, nie wiem jaka jestem i kim jestem :( - to już zaczęłam zatracać na terapii. Jestem pogubiona, mam wrażenie, że masa emocji jest we mnie, ale jest jakaś bariera, która mi nie pozwala/boi się szczerze przezywać. Na koniec terapii terapeutka powiedziała mi, że boję się przeżywać emocje (fakt często był z tym kłopot - izolowałam się często od przeżywania, odcinałam się). Mam wrażenie przeterapeutyzowania. Ciągle wracam do przeszłości. Czy odcięcie się od emocji, brak kontaktu emocjonalnego nawet z bliskimi, hipochondria, objawy somatyczne - pieczenie, drętwienie to może być schizofrenia. Czuję się jakaś "ograniczona", wypalona emocjonalnie.