Pustka emocjonalna i niezadowolenie z terapii
Witam!
Mam pytanie, co robić, co mi jest? Przyznam, że jestem pozbawiona uczuć i myśli, czuję ogromną pustkę, mimo że się śmieję. Udaję, że czuję - mówię znajomym, czuję że... a to nie prawda, we wnętrzu jest pustka, próżnia, flauta. Bliskie mi osoby są dla mnie obojętne, nie wzrusza mnie nic. Taki stan rzeczy mam od jakiegoś czasu.
Kiedyś byłam na grupie DDD/DDA - po tej grupie wyszłam innym człowiekiem, pokochałam ludzi, usamodzielniłam się, radziłam sobie na swój sposób, żyłam świadomie. Niemniej jednak przyszedł kryzys. Wróciłam do znajomej terapeutki (nie prowadziła grupy, ale miała ze mną spotkania indywidualne). Chciałam poznać swoją kobiecość, rozwiązać problem z mężczyznami, no i obgadać (dlaczego po wyprowadzce strasznie tęsknie za ojcem - wiedziałam dlaczego, ale generalnie wahałam się, czy wrócić do domu czy nie). Liczyłam na kilka konsultacji, a na zdanie terapeutki - przecież pani wraca na terapię, zostałam i nawet było lepiej, bo nawet widziałam jakiś progres. Widziałam, że więcej emocji potrafię przyjąć etc., ale mimo wszystko jakbym się trochę zapadała.
Po pół roku doszłyśmy do kulminacyjnego momentu - śmierci mojej matki. Poczułam i złość, i poczucie winy. Wtedy terapeuta zapytał, czy chcę grupę, nie byłam w stanie odpowiedzieć. Nie wiedziałam, czy chciałam. Jako że wtedy straciłam pracę, stwierdziłam OK, dopiero po czasie określiłam, że wcale nie chciałam. Grupa była prowadzona przez 2 terapeutki (moją + inną). Generalnie wszyscy ludzie byli byłymi pacjentami indywidualnymi. Grupa była analityczna. Czułam się tam potwornie. Nie czułam się rozumiana. Każdy wg mnie walczył o swoje, dla mnie rywalizacja strasznie się napinała. Czułam się jak we własnym domu przy jednoczesnym mąceniu mi w głowie, że to takie bezpieczne, a ja się nie czułam bezpiecznie. Miałam wrażenie, że coś mi się wmawia, jakie to fajne, a ja tam fajnie się nie czułam. Nie czułam się częścią ani moje potrzeby też nie wydawały mi sie jasne. Chyba nigdy, ta grupa nie była cała. Zresztą jedna osoba odpadła.
W rezultacie po 1,5 roku nie wytrzymałam i powiedziałam, że odchodzę, że nie ufam terapeucie (kiedyś mi powiedziała, że jest ze mną znudzona na sesjach i to jakoś mi sie uaktywniło), czuję się jak w domu, czuję się jakbym znów miała lat 10 gdy matka zmarła (co wcześniej mówiłam o tym), jest coraz gorzej i mam dosyć. Po tym poczułam straszną ulgę. Miałam taki kontakt z emocjami jak nigdy! Ale zaczęłam wpadać w poczucie winy (trochę sie przymusiłam, jednak) i stwierdziłam, że muszę się jakoś pożegnać. Zadzwoniłam do terapeuty z przeprosinami. Przyjęła i powiedziała, że to takie bezpieczne miejsce. Rozpłakałam się, nie wiedziałam, czy wrócę, po co mam wracać itd. Ale wróciłam.
Dopiero wtedy zaczęłam się otwierać przed innymi, ale zaczęłam też komunikować, że ja już nie wiem kim jestem (a miałam to dosyć mocno poukładane ze względu na indywidualną i grupę DDD poprzednią). Nie znam swoich zainteresowań. Myślę, że zaczęłam też wtedy tracić kontakt ze swoimi uczuciami. Pojawił mi się wtedy lęk przed zdemaskowaniem, a jednocześnie tak silne zmiany nastroju, drażliwość co godzinę, ataki złości i tłumienia, normalnie coraz gorzej. Aż w końcu grupa się skończyła. Na końcu nikt nie dał sobie informacji zwrotnych ani terapeuci nam. Wiem, że większość chciała od nich usłyszeć, ale nikt nie poprosił! Po tym zaczęłam mieć objawy somatyczne, bóle głowy, brzucha, bezsenność. Jeszcze wtedy jakiś kontakt z emocjami miałam. Poszłam obgadać sprawę, bo poczułam się znowu jakby mi trauma po matce - terapeuta stwierdził, ja tak mam, ja sączę emocje (co jest bzdurą, teraz pewnie tak, ale skąd ona wie, co ja czuję i robię); to mój styl reagowania.
Nerwica? Czuję się wyprana z emocji i uczuć. Czuję się pusta! Mam wodę z mózgu, czasem mam wrażenie nierealności, jak były silniejsze emocje, to miałam wrażenie, że zemdleję. Teraz jestem na wszystko obojętna. Działam rutynowo, bez wzruszeń. Lepiej sypiam, ale nie jest w stanie w ogóle płakać. A jak się rozpłaczę to też za tym nic nie stoi. Jakaś pustka. Sztuka dla sztuki. Co mi jest, czy da się wyjść? Zresztą sama nie wiem, czego ja już chcę :( Czy jestem chora psychicznie?