Antykoncepcja a hiperprolaktynemia - czy to jedyny sposób leczenia?
Witam, Mam 22 lata i pierwszą miesiączkę dostałam w wieku 9 lat. Od początku długość cyklu miesiączkowego jest różna, ale wciąż trzyma się w granicach normy (24-30 dni). Miesiączki natomiast są strasznie obfite i bolesne (nabawiłam się przez nie głębokiej niedokrwistości). Kilka lat temu zgłosiłam się do ginekologa-endokrynologa, który stwierdził, że przyczyna leży w niedoczynności tarczycy. Kuracja lekowa nie przynosiła żadnych skutków więc zmieniłam lekarza. Ten z kolei po wielu badaniach doszedł do wniosku, że niedoczynność tarczycy spowodowana jest chorobą Hashimoto, zaś za obfite i bolesne miesiączki odpowiedzialna jest hiperprolaktynemia. Dodatkowo poinformował mnie, że nie wszystkie moje cykle są owulacyjne. Jako środek na zmniejszenie obfitości i uregulowanie ich zalecił mi kilkumiesięczną kurację tabletkami antykoncepcyjnymi. Ma to też być sposób na zmniejszenie poziomu prolaktyny. I tu pada moje pytanie. Czy w tym przypadku antykoncepcja jest dobrym rozwiązaniem? Czy jest może jakieś inne, o które mogłabym poprosić lekarza? Wolałabym uniknąć antykoncepcji chociażby z takiego powodu, że jeszcze nie współżyłam i nie spieszę się do tego (choć mam ją potraktować jako terapię a nie środek zapobiegający ciąży). A może powinnam zgłosić się do immunologa z pytaniem, czy jest w stanie znaleźć przyczynę moich chorób, bo może leży gdzieś indziej?