Czy ja mam depresję czy taki charakter?
Witam. Zaczęłam chorować na lekką depresję w wieku dojrzewania, w gimnazjum. Trwało to kilka lat i sama starałam się walczyć z tymi "nastrojami". Wielokrotnie próbowałam zmienić swoje życie i w końcu udało się, dzięki pracy nad sobą, zmianie środowiska. Także po ciężkiej chorobie, kiedy zrozumiałam, że chcę żyć jednak i zmieniać me życie na takie, jakie chcę. Podejrzewam, że depresja może być u mnie dziedziczna. A więc od ostatniej klasy liceum już stale dawałam sobie radę do... teraz.
Wyjechałam na studia, wyprowadziłam sie do mieszkania własnego, o które muszę dbać. Ciągłe zmiany lokatorów, studia, nowi ludzie, wszystko miało dobry wpływ. Wydawało mi się, że uwolniłam się od "wpływu" bliskich, smutnych, nerwowych, choć bardzo mądrych ludzi. Mimo że byłam po ciężkim zerwaniu, było ok. A teraz od roku mam chłopaka i czuję się coraz gorzej. Właściwie narzeczonego, ale to niedługo w zamiarach. I o co chodzi? W momentach, kiedy mam kogoś w domu, kto się mną opiekuje, kiedy mogę nic nie robić, wpadam w depresję. Sama byłam smutna, ale po kryzysowych wydarzeniach zawsze wstępuje we mnie energia, a kiedy niby się poukłada, to zaczynam wszytko niszczyć.
Oprócz studiów zapisałam sie do innej szkoły i zrezygnowałam na ost. semestrze. Zawsze tak rezygnuję, "przed metą". Chciałam cieszyć sie tym, co mam, ale im więcej lat studiów, tym bardziej pragnę otaczać się ludźmi, z którymi pogadam o życiu i śmierci. Reszta taka nieważna... Nie mam poczucia winy, boję się tylko, że kiedyś zostanę sama, bo za dużo wymagam albo otoczę się ludźmi, jacy się trafią i będzie jeszce gorzej. I w chwilach złości, wręcz złośliwości i nawet spokoju duszy, prędzej jestem zdolna do samobójstwa, niż jak kiedyś byłam smutna! Mój partner jest bardzo dobry i... życiowy. A ja myślę, że może jakbym była zdrowa i nikt by się nie musiał mną opiekować i znosić tego, że lubię się zamknąć w sobie czasem to... byłabym z kimś... bardziej z mojej sfery ducha?
Przepraszam za tak długi list. Dodam, że od dziecka bywam lękliwa w stosunku do obcych, mam problemy w szkole (miałam też wstrząs mózgu), ale raz lepiej, raz gorzej, jakoś sobie radzę. Przeraża mnie jednak napad histerii lub momenty, tzn. miesiące totalnego braku koncentracji, niemożność porozumienia się z innymi (nie wiem, co do mnie mówią). Panika przed wyjściem z domu. Znajomi uznają, że po prostu mam zmienne nastroje. Ostatnio objawy depresji nasiliły się znacznie i jedyny mój sposób to zrezygnować ze wszystkiego lub jakoś przetrwać. Ale zaczynam dorosłe życie, chcę znaleźć pracę, boję się, że te "napady" jednak bedą wracać i nie umiem nic na to poradzić.
Czy powinnam sie leczyć? Przynajmniej okresowo (ale gdybym miała iść na terapię, to dopiero wpadłabym w histerię, załamanie, nienawidzę takich"zlotów"). Tyle badań przeszłam i fizycznie nigdy nic mi nie jest, a czuję się bez sił. Nie chcę skończyć bez pracy i przyjaciół, a może zniszczyć największą miłość życia. I nie mogę stale uciekać.