Co mam zrobić, aby taki stan minął i nie wrócił więcej?
Witam, mam na imię Łukasz (26 lat). Piszę tutaj, ponieważ nie radzę sobie ze swoim życiem. Od pewnego czasu (dokładnie od roku) straciłem całkowicie chęć do robienia czegokolwiek. Stałem się drażliwy i nerwowy. Nic mnie nie cieszy, nie mam pomysłu na swoje życie. Izoluje się od ludzi, unikam kontaktów z rodziną i przyjaciółmi (jeżeli w ogóle jeszcze ich posiadam). Zamknąłem się w sobie.
Po skończeniu szkoły średniej postanowiłem rozpocząć studia. Niestety po pierwszym semestrze zrezygnowałem. Próbę podjęcia nauki podejmowałem jeszcze dwa razy z podobnym skutkiem. Rozpocząłem pracę, która nie przynosi mi satysfakcji, ale nie mam motywacji aby znaleźć lepszą. Zawsze byłem dzieckiem spokojnym i nieśmiałym, co uważam za wielką wadę. Ludzie uważają mnie za sympatycznego i uczynnego faceta. Rodzina stawia mnie jako przykład do naśladowania dla młodszych członków. Ale ja w gronie ludzi czuję sie wyalienowany, obcy. Nie mam dziewczyny chodź bardzo tego pragnę.
Chwilami wydaje mi sie ze przegrałem swoje życie i nie wiem jak to zmienić. Już dawno nic nie sprawiło mi przyjemności. Nie chcę aby moje życie było takie nudne i monotonne. Podejmując jakieś decyzje w ostatniej chwili wycofuje sie z nich. To samo ze spotkaniami z ludźmi. Umówione spotkania odwołuje w ostatniej chwili lub nie odbieram telefonów. Czuję się bardzo samotny. Byłem w kilku związkach z kobietami, ale niestety nic z tego nie wychodziło. Po ostatnim "związku", który trwał ponad miesiąc :) straciłem chęci do zrobienia czegoś ze swoim życiem. Kobieta z którą się spotykałem tak po prostu odeszła nie podając powodu. Od tego czasu przestało mi zależeć na czymkolwiek. Przestałem chodzić na siłownię, spotykać się z ludźmi.
Są dni kiedy czuję się jak młody Bóg - snuje plany na przyszłość, postanowienia. Chcę zacząć dbać o swoje ciało, znaleźć kobietę, z którą ułożę sobie przyszłość. Cały czas chodzą mi po głowie studia. Ale po paru dniach przychodzi smutek, żal, samotność, bezsens. Nie chcę tak dalej żyć więc zwracam się z prośbą: co mam zrobić, aby taki stan minął i nie wrócił więcej?