Czy już nigdy się nie wyśpię?
Dzień dobry w niedzielny poranek! Oczywiście znów niewyspana, na szczęście to niedziela. Ale przecież wzięłam wczoraj lek! Odnoszę wrażenie, że nikt nie umie mi pomóc. Mam 49 lat, wyglądam na 39, ale nawet mnie to przestało cieszyć. 14 lat temu też cierpiałam na bezsenność z powodu nadczynnej tarczycy. Wtedy brałam benzodiazepinowy lek nasenny (wiem, że uzależnia). Tarczycę zoperowano, życie osobiste pomału znormalniało i spałam jak nigdy dotąd, wspaniale. No, czasem, gdy był stres (dwoje dzieci, sama) - to normalne, że gorzej.
Obecnie moje "niespanie" trwa od kwietnia! To nie tak, że w ogóle nie śpię. Zawsze należałam do osób, które wiercą się z godzinę przed zaśnięciem. Nigdy nie bylo tak, że "głowa do poduszki - i sen na zamówienie". Nigdy też nie umiałam "odespać" nocy w dzień, mimo wielu prób. Kładę się regularnie o tej samej godzinie. Marzę, żeby przespać 7 godzin - tyle mi zawsze wystarczało. Ale nic z tego! Mija 1, 2, 3 godziny - zasypiam, po 2 nastepnych - budzę się. Wstaję chyba bardziej zmęczona, niż kładąc się wieczorem. W tym czasie prosiłam o pomoc 3 różnych lekarzy. Każdy z nich zapisywał mi inny lek. Taki, żeby nie był uzależniający - mówili. Obecnie kończę inny lek z grupy bezodiazepin. Biorę go 2, 3 razy w tygodniu. Nie chcę częściej - mój ojciec był lekomanem i zmarł na marskość wątroby. Nawet jak zażyję lek, może daje on tyle, że szybciej zasnę, ale budzę się w środku nocy i znów piasek pod powiekami. Ileż tak można żyć, funkcjonować?!
Aha, jeszcze jedno. Nadczynność mi wróciła. Endokrynolog zapisał mi beta-bloker i wzruszył ramionami na moją bezsenność (a ja, głupia, łudziłam się, że to "od tarczycy" i że on mi pomoże wreszcie!). A na koniec najważniejsze - własnie w tym czasie, kiedy przestałam dobrze spać skończył mi się okres. Dobrze się czuję ogólnie, ustąpiły te zlewne poty, uderzenia gorąca (z dwojga złego wolałam tamto niż bezsenność.;)..), młodo wyglądam... Pewnie trochę to za wcześnie, ale cóż zrobić! I właśnie niedawno znajoma powiedziała mi, że jej koleżanka po menopauzie (starsza ode mnie) ciągle bierze tabletki, bo wciąż ma klopoty ze snem... To znaczy, że ja już NIGDY nie wstanę wypoczęta? Że będę do końca życia witać poranek ziewaniem, a potem w roztargnieniu zapominać: klucza, torebki, telefonu? Czasem żartuję, że to demencja starcza, ale prawdę mówiąc, wcale mi nie do śmiechu. Mój organizm woła o sen. Co mogę jeszcze zrobić, żeby sobie pomóc i żeby mieć siły do życia? Przepraszam, że tak ględziłam długo, ale chciałam wszystko naświetlić "od podszewki".:)))