Czy moje problemy to objawy depresji, czy po prostu zwykła słabość?

Witam, mam na imię Kasia i mam 21 lat. Moje problemy zaczęły się już dość dawno, bo w momencie gdy zachorował mój tata na raka jelita grubego - miałam wtedy 13 lat, 2,5 roku później zmarł, miałam wtedy także problemy z szkolą, nie miałam ochoty na widywanie się z przyjaciółmi, z rodziną, ale gdy z nimi przebywałam pokazywałam, że jest ze mną wszystko w porządku i nie okazywałam smutku, ale gdy tylko wracałam do domu lub przebywałam sama zaczynało się piekło: płakałam dużo, myślałam o samobójstwie (ale nie mam odwagi na taki ruch), ale zakończyło się na samookaleczeniu przy użyciu cyrkla, nożyczek. Po 6 miesiącach myślałam, że wróciłam do normy, ale gdy rok później okazało się, że moja mama zachorowała na raka szyjki macicy to znów miałam straszne problemy w szkole, problemy z koncentracja, brak chęci na cokolwiek, ale nadal pokazywałam wszystkim dookoła, że nic się nie dzieje i jest okey. Mama jakoś została podleczona do bezpiecznego stopnia choroby i taki spokój był do końca liceum - zdałam maturę, zaczęłam studia, było fajnie. Jednak od maja zeszłego roku mama zaczęła mieć poważne problemy z układem oddechowym, w październiku okazało się, że to prawdopodobnie rak, i to poważny, i od tamtej pory jest fatalnie - tracę często chęci do studiowania (a uwielbiam mój kierunek), przechodzę załamania, ciągle mówię o sobie jako nieudacznicy, niepotrzebnej nikomu, bezwartościowej i na powrót się okaleczam, a najgorsze, że mam przyjaciół, tym razem wiedzą, co się dzieje, ale nie potrafię zrobić tego, o co mnie proszą, czyli wierzyć, że będzie dobrze, nie załamywać się i tego typu sprawy, a to wszystko powoduje, że czuję się jeszcze gorsza i słabsza, jak osoba w ogóle bez przyszłości i bez cna silnej woli. Nie radzę sobie z natłokiem spraw, np. zaliczenia na studiach, obowiązki w domu i tak jak powyżej - znów pokazuję, że jest w porządku ze mną i w ogóle życie jest ekstra, a gdy spotykam się z przyjacielem widzę w jego oczach ból i współczucie, ale jednocześnie chęć pomocy, a ja nie chcę nikomu zaprzątać głowy moimi osobistymi problemami :(. Co ja mam począć? Czy to naprawdę depresja, czy coś innego? Proszę o radę i może jakąś pomoc.

KOBIETA, 21 LAT ponad rok temu

Witam!
Przeżyła Pani wiele trudnych chwil w swoim życiu. Jednak nadal stara się Pani ukryć swoje problemy przed całym światem. Przyjaciel wyraża gotowość do pomocy, a Pani ją odrzuca. W taki sposób prowadzi Pani do narastania trudności i zamykania się na inne osoby.
Jeśli ktoś chce Pani pomóc i Panią wspierać, to warto z tego korzystać. Dziś Pani potrzebuje pomocy, innym razem Pani może jej udzielić. Ludzie są istotami społecznymi, dlatego wzajemnie sobie pomagają w trudnych chwilach. Nie mówiąc o tym, co dzieje się z Panią i jak się Pani czuje, pogłębia Pani w sobie swoje trudności i ciężkie emocje. Z drugiej strony inni nie wiedzą, co Pani przeżywa i nie mogą Pani pomóc.
Zachęcam do wizyty u psychologa i pracy nad swoimi problemami. Warto również, żeby spróbowała Pani przyjąć pomocną dłoń i wspólnie z bliskimi osobami starała się przetrwać ten trudny czas.

Pozdrawiam

0

Witam,

strata osób bliskich jest przeżyciem obciążającym dla organizmu, w obszarze psycho -fizycznym, z punktu widzenia dziecka zachwiana jest potrzeba bezpieczeństwa związana z egzystencją, w związku z tym utrudniona jest samorealizacja. Zalecałabym wsparcie psychoterapeuty, łatwiej będzie zrozumieć i pokonać problem - objawy, które Pani prezentuje mogą wskazywać depresję, pomocna byłaby farmakoterapia, w tym celu potrzebna jest konsultacja psychiatryczna, pomoc uzyska Pani w Poradni Zdrowia Psychicznego (NFZ).

Pozdrawiam serdecznie

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty