Czy psychoterapia bez leków może mi pomóc?

Dawno, już w Polsce miałam diagnozę - osobowość prepsychotyczna - z całym opisem z badania klinicznego i miewałam już wówczas "epizody psychotyczne", jak mi mówiła moja p. doktor. Stan mój się zdecydowanie pogorszył, co lekarz psychiatra tu, w UK, sam niedawno stwierdził.

Wielorakość symptomów, częstotliwość i głębokość; zaburzenia pamięci, dezorientacja w czasie i miejscu - ostatnio nawet nie zawsze wiem, co zdarzyło się w realu, a co było w moich wizualizacjach i/lub myślach, lub może mi się przyśniło - męża się muszę czasem pytać, o czym oczywiście mówiłam lekarzowi. Lekarz psychiatra przeprowadził godzinną rozmowę ze mną, z udziałem tłumacza na wszelki wypadek, i postawił diagnozę: osobowość neurotyczna.

Powiedział, że to, że wydaje mi się, że ludzie się ze mnie naśmiewają i krytykują ma podłoże emocjonalne i jest związane z urazem z dzieciństwa, a głównie tym, że matka w taki sposób się do mnie odnosiła. Powiedział, że będę mieć terapię cognitive oraz jak radzić sobie ze stresem, i że leki wyłączamy. Ale z bólami głowy, zawrotami oraz nudnościami nie powiedział, jak mam sobie radzić.

Moje omamy wzrokowe nie miały znaczenia w diagnozie, ponieważ pojawiają się głównie gdy jestem zrelaksowana i są to doznania przyjemne, np. postać anioła bądź mężczyzny w moim domu, cała kuchnia wypełniona wzorami - równoległobokami ślicznymi, lejąca się do wanny woda śpiewała ładną piosenkę, czułam obecność jakby ducha za mną, miły dotyk, wejście nagle do jakby krainy z baśni nasączonej ciszą i kolorami, miłe zapachy czasem itp.

Tylko jeden był przykry - zniekształcona moja twarz pojawiła się tuż przed moimi oczyma i powoli, jakby na siłę rozdzieliła się na kolejne dwie i wyglądało to jak ktoś, kto trzyma karty do gry w ręku. Wyglądały te twarze na cierpiące i skojarzyły mi się z cierpieniem w piekle, pojawiły się po niesamowitym uczuciu przygnębienia, wręcz nieszczęścia, które miewam prawie codziennie rano jakiś czas po obudzeniu, do pół godziny może, odkąd byłam dzieckiem, całe życie.

O zapachu m.in. gazu w zeszłym roku widocznie lekarz zapomniał, bo czas się kończył lub nie miało to znaczenia - wg mnie się ulatniał gaz, ale byli pracownicy z gazowni i nie stwierdzili tego, nikt inny tego nie czuł tylko ja i wymyśliłam, że robią to na złość, bym płaciła duże rachunki, a mąż chce ze mnie zrobić wariatkę i pewno mnie opuści, bo pewno chce wrócić do swojej ex.

Nie raz mam podejrzenia w stosunku z wieloma sprawami, w tym rzadko odnośnie zdrady, lecz dotyczącymi tego, że ktoś, np. rząd tutaj mnie śledzi, że przyjaciółka kiedyś mnie śledziła byłam pewna, że w telewizji się odnosiły reklamy i informacje do mnie - teraz już nie. Ale kiedy w komputerze była wiadomość (po angielsku): "naciśnij ten przycisk, a będziesz widziana w całym internecie na żywo, co robisz" - wyłączyłam komputer. Bałam się, ale włączyłam znowu, ale już na szczęście nie było tego i pomyślałam sobie: "mój Boże, jak to trzeba w dzisiejszym świecie uważać na wszystko, jaki ten świat jest zły i czego to ludzie nie wymyślą..."

Świat wie o mnie dużo, zna moje tajemnice prywatne itp. - tak myślę często. Słyszę jak ludzie obmawiają mnie i śmieją się, jest mi smutno i czuję się niezręcznie i kontroluję nie raz któż to, który to człowiek, ale nie widzę, tzn. widząc ludzi słyszę, ale nie mam pewności, którzy dokładnie w danym momencie mogli coś powiedzieć oraz co dokładnie mówili.

Ostatnio, wg mnie, ludzie mówili przez komórki o mnie i wciąż wzywali po mnie albo karetkę albo policję, a świat był inny i głosy w tym świecie jakby przygłośnione, nawet jeśli szepty, a na przystanku autobusowym nie mogłam wręcz znieść krzyków dzieci i matek, bo tak mi się zdawało przygłośnione, jakby w głośnikach. Oczywiście obserwowana przez kierowców bywałam stosunkowo często w pewnych okresach, ale znika ten symptom (miałam wówczas lek przeciwpsychotyczny na to) i potem wraca, jak i inne.

Oczywiście doszłam też do myśli, że świat mnie nienawidzi, bo jestem inna, no i także stwierdziłam, że w takim razie i ja go nie cierpię i unikam ludzi - często mam poczucie, że nie umiem już rozmawiać, porozumiewać się z ludźmi, a i zaburzenia mowy miewam - może to tylko stres i emocje.

Dawno już miałam też tak, że gdy słowo miało ten sam dźwięk, to mówiłam inne słowo myśląc, że mówię co trzeba, spowolnienia często miewałam i mam, boję się często rozmawiać przez telefon - jakbym nie widząc osoby nie mogła się skupić i ogarnia mnie niesamowity stres, przed zaśnięciem miewam silne lęki, wizualizacje jakieś makabryczne - to dosłownie ostatnio.

Kiedyś nie mogłam się modlić, bo miałam uczucie, jakby mi zły usiadł na klatce piersiowej i zabraniał, aż w końcu poddałam się i jak się modlę to w bardzo ekspresowym tempie, z nerwami i to jest bez sensu:( Nieraz mam tak, że nie mogę iść na mszę, bo albo czuję pustkę, więc żadnej korzyści z tego, albo dostaję poczucia winy, grzechu, strachu przed karą i śmiercią, a potem przez jakiś okres jest tak, jakbym się podświadomie, niechcący sama obwiniała o wszystko, nawet o lenistwo - jeśli źle się czuję..:(

Kiedyś, dawno temu, miałam długoletni okres interesowania się religią i wnikałam w Biblię głęboko, codziennie i obsesyjnie, a nawet poszukiwałam innych dróg. Ostatnio mi się udało zdystansować wreszcie, jednak nie chodzę na mszę często i potem pewnie mogę z tego powodu się też źle poczuć, tak u mnie bywało już, bo gdy byłam bardzo młoda poczułam raz w moim sercu Jezusa, z którym porozumiałam się jakby za pomocą serca i myśli i którego prosiłam o zdrowie i chleb powszedni i obiecałam, że nigdy nie będę złym człowiekiem, ani bogatym, i że zniosę wszystkie cierpienia, jakie mi da.

Jednak najistotniejszym pytaniem lekarza było: "czy ktoś wg mnie kieruje moimi myślami, zna moje myśli, a ja znam myśli innych", na co odpowiedziałam: "nie, teraz nie, ale miałam tak, że nie, że ktoś zna moje myśli dokładnie, słowo po słowie tylko, że zna historię mojego życia, że cierpię na zaburzenia psychiczne, zna moje zamierzenia czy moje sekrety wewnętrzne".

Prócz tego pewnie nie miało też znaczenia, że niedawno jeszcze świat widziałam ciemniejszy, nie mój, czułam się jak robot, sztuczna, niesamowicie nieśmiała, musiałam odtańczyć, odtupać lub odstukać jakaś nieznaną mi piosenkę, która nie wiadomo skąd się pojawiła w mojej głowie i w której najważniejsze były rytmy - czułam, że jestem jak dusza uwięziona w obcym ciele lub raczej jakiejś machinerii, robocie oraz że sprawy tego ziemskiego świata w ogóle mnie nie interesują, bo są przyziemne i że to jakiś błąd, że się urodziłam w tym świecie, tych czasach lub miejscu, bo nie pasuję absolutnie do tego świata.

Poza tym bardzo często nie widzę wyraźnie otoczenia, tylko przymglone, przyciemnione i obce, ale czasami wracam do świata żywych, do normalności - wtedy widzę otoczenie wyraźnie i nie miewam żadnych symptomów poza uczuciem przygnębienia czasami i pustki. Moje myśli znowu słyszałam głośno ostatnio, wszystko jakby na przyspieszonych obrotach i jak na filmie i jakbym się broniła i tłumaczyła tym różnym ludziom, których słyszałam i widziałam w tych niby myślach.

To były jakieś szepty, ale głośno, jakieś półsłówka i urywki zdań, których nie byłam w stanie zrozumieć lub zapamiętać, jakbym była w jakimś dziwnym stanie wtedy i tylko raz się ten "film" zatrzymał na krotko i zobaczyłam panią - połowę sylwetki, która mi powiedziała (po angielsku), że nadejdzie ciężki dla mnie okres - tak jakby mnie poinformowała i nie mogę zapomnieć tego.

Nieraz jestem w chwilach jakby zamroczenia czy coś. Nie wiem nic - jaki dzień, godzina, co się dzieje... Raz nawet zapomniałam mojej 7-letniej córki imienia na jeden dzień, a ona mieszka ze mną! A raz nie rozpoznawałam twarzy osób z rodziny męża i nie mogłam się z nimi porozumieć przez to, bo mi mówili: "ciocia, to nie ja jestem" i "to nie ja mam iść z wami" i tak w koło do jednych i tych samych osób wracałam i mówiłam, a oni to samo i nie mogłam się połapać w ogóle, a przed tym miałam tak, że przysypiałam na jawie, miewam tak już od dawna, a poza tym jeszcze gubię się nieraz w terenie znanym mi i córka mi mówi, jak mamy wracać:(

Także miewałam okresy, jakbym nie istniała, a potem wracałam do świata żywych, nie wiem tylko skąd:( EEG i CT były w normie, a neurolog powiedział, że w moim wieku (42 lata) padaczki się nie diagnozuje, no chyba, że ktoś by mnie widział jak mam jakikolwiek napad. Podwyższony nastrój, lub raczej bardzo dobre samopoczucie, występuje u mnie tylko czasem, na krótko w ciągu dnia lub na 3 dni lub tydzień, ale to jest bardzo rzadko (niestety) i ten stan wyróżnia niezwykle jasny umysł, zero lękowości a czasem jest tak, jakbym była "na haju" (narkotyków nie brałam nigdy, ale tak to odbieram i określam).

Niby mania psychotyczna (lekarz mnie wtedy nie widział, tylko zreferowałam, bo potem pamiętałam) wystąpiła rok temu, gdyż odstawiłam od razu antydepresant i L*** po tym, jak się załamałam gdy lekarz mi powiedział, że nie wiedzą co mi jest i że to powinnam im powiedzieć - płakałam długo w gabinecie, a w domu stwierdziłam, że nikt mi nie pomoże, więc muszę znaleźć sposób i wymyśliłam, że miłość jest lekiem na wszystko - zapisywałam taką teorię w zeszycie co chwila, co mi przyszło do głowy w międzyczasie nieustannego sprzątania.

Gdy przez kilku dni byłam niezmęczona i nie spałam prawie wcale rozwinęła się (wg mojej opinii) mania psychotyczna, ponieważ rozmawiałam za pomoc umysłu z ptaszkiem i kotkiem, mogliśmy się porozumieć, czułam się jakby w transie - cały czas otoczenie było przyciemnione itp. oraz nie miałam pojęcia zupełnie przez cały ten czas jaki jest dzień, godzina i myślałam, że co zdarzyło się wczoraj to było, np. z rok temu i odwrotnie.

Gdy wracał mąż z pracy to wpadałam w szał irytacji i darłam się niesamowicie na niego, że mnie okłamuje, co do faktów właśnie takich, i nawet nie pomagało, gdy mówił, żebym popatrzyła na zegar czy kalendarz, bo z góry wiedziałam, że kłamie. Nie jadłam i nie piłam prawie, bo zapominałam cały czas co robię (to miewam dość często, poza tamtym okresem także), mówiłam szybko, krzyczałam i myślałam bardzo szybko i szybko zapisywałam w zeszycie teorie leczenia miłością, żeby ewentualnie móc kiedyś udostępnić to innym ludziom cierpiącym na świecie.

Miałam też wtedy zapachy różne z nienacka, nie dbałam o higienę właściwie:( nie wychodziłam z domu, nieustannie czyściłam mieszkanie z pasją, gotowałam z pasją, tylko nie kosztowałam nawet i nie jadłam, nie pamiętam w ogóle twarzy córki, żebym ją widziała w tym okresie czasu:( choć wiem, że jeść musiałam jej dawać, na pewno, bo bym o tym wiedziała od niej czy męża, gdyby nie...

To trwało około 3 tygodni (bo później to wiedziałam), a zorientowałam się, że jest coś nie tak ze mną dopiero, gdy po zapisaniu całego zeszytu zdziwiłam się tym i próbowałam sprawdzić, czemu pisałam tak dużo i nie mogłam się skupić na czytaniu, bo głowa za szybko pracowała, a jak coś zauważyłam w ogóle to to, że się powtarzałam w treści i nie tylko oraz to, że po jednej kłótni z mężem, a raczej to ja się wydzierałam tylko nieludzkim głosem, nagle się chyba wystraszyłam, że tak wrzeszczę i zaczęłam bez powodu może płakać - strasznie po czym nagle się chyba zdziwiłam, że płaczę i zaczęłam się nagle śmiać głośno i dopiero wtedy mąż spytał, co mi się dzieje i ja byłam zgodna z nim, że coś nie tak i dopiero wówczas zarejestrowałam się do lekarza.

Wystraszyłam się bardzo moim stanem i wzięłam od nowa leki, kiedy doszłam na termin lekarz już nic nie widział po mnie, tylko zreferowałam. Lekarze od 4 lat zmieniali się, tak tu jest - uważali, że mam depresję i GAD. Teraz stwierdzono osobowość neurotyczną i jako leczenie przepisano mi terapię, którą postarają się zorganizować niebawem. Na tej wizycie u lekarza byłam dość, że tak to nazwę, kontaktowa, co przypuszczam upewniło lekarza, że nie ma podstaw do obaw, z tym, że u mnie się wszystko zmienia jak w kalejdoskopie:(

Co ja czuję (wiem) o sobie to to, że na pewno źródłem moich problemów są emocje i nadmierna wrażliwość, skłonność do depresji, przygnębienie, itp. oraz wręcz chroniczny, niesamowity stres (ostatnio już nawet zaczęło mnie trząść wewnętrznie, zwłaszcza w głowie, jakby mi się trząsł mózg jak galareta, a zewnętrznie pulsują mi czasem rytmicznie poszczególne mięśnie). Ja nie wiem co to będzie ze mną teraz, bo przecież objawy wracają stale.

Bardzo proszę eksperta o ustosunkowanie się do mojego pytania tak, by mi pomóc w zrozumieniu, co się właściwie ze mną dzieje i czy wskazane leczenie, jedynie terapia cognitive i informacyjna, jak znosić stres (która już miałam i którą mają powtórzyć, bo nie pomogła), rzeczywiście może pomoc i wystarczy, a powyżej opisane symptomy, jak znikały same to i będą znikać, a nie pogorszą się?

Jak właściwie klasyfikuje się osobowość neurotyczna w ICD-10? Czy na skutek rzucenia leków (antydepresantów i przeciwlękowych) w zeszłym roku, to co wystąpiło, to była mania czy coś innego i czy to nie ma znaczenia dla historii choroby? Proszę o pomoc, jakieś wytłumaczenie mi symptomów i uspokojenie mnie, że to leży w gestii jedynie stresu. Nie wiem - cokolwiek, muszę się jakoś uspokoić.

KOBIETA, 44 LAT ponad rok temu

Witam!

Nie jestem lekarzem, ale zaburzenia, które Pani opisała wymagają leczenia farmakologicznego. Leki pozwolą ustabilizować Pani nastrój i normalnie funkcjonować. Dzięki odpowiedniemu leczeniu, także psychoterapia odniesie większe efekty, ponieważ Pani stan psychiczny będzie ustabilizowany.

Myślę, że powinna Pani skorzystać z rady jeszcze jednego lekarza psychiatry, żeby mieć pewność, co do diagnozy. Pani zaburzenia są poważne i zaburzają funkcjonowanie, dlatego warto opowiedzieć lekarzowi o wszystkich zauważonych objawach. Dzięki temu będzie mógł postawić trafną diagnozę i dopasować leczenie.

Terapia pomoże, kiedy będzie Pani mogła się skupić na niej i nie będzie Pani miała takich problemów ze stresem i nastrojem. Podjęcie szybkich działań pozwoli zahamować rozwój zaburzeń i dać Pani szansę na normalne funkcjonowanie. 

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty