Czy to już choroba, czy coś normalnego?
Jestem mężczyzną w wieku 22 lat, studiuję i pracuję. Od kiedy pamiętam (chyba nawet od szkoły podstawowej, ale w mniejszym stopniu), mniej więcej co rok albo pół roku (zupełnie nie potrafię określić okresu czasu) przytrafiają mi się stany "depresyjno podobne". Ich cechą wspólną był stan beznadziei, braku chęci do życia, utraty chęci do nauki i pracy, uznanie za nieistotne mojego przyszłego życia, spędzanie prawie dwóch tygodni w łóżku, zaniedbywanie higieny, spanie cały dzień. Dawniej raz przytrafiły mi się myśli samobójcze, ale to tylko raz. W tym roku dodatkowo płakałem wieczorami i odczuwałem strach przed śmiercią, i jakby straciłem wiarę w wyższy sens istnienia tego świata. Problem w tym, że to mija po dwóch, trzech tygodniach i poza jakimś ogólnym przygnębieniem dalej funkcjonuję w społeczeństwie. Ten "stan" w tym roku był wyjątkowo dołujący. Jednak nie wiem, czy to faktycznie jest jakaś choroba, którą można wyleczyć, czy tylko może jakaś chandra . Od 12. roku życia nie byłem u lekarza, a i wtedy to był tylko zabieg związany z częstym krwawieniem z nosa. Nie wiem, czy zawracać głowę lekarzowi tym problemem, czy to tylko przejściowe wahania nastroju. Tym bardziej, że nawet nie wiem, jak powinna wyglądać taka wizyta i co z tego konkretnie mam mu opowiedzieć.