Czy faktycznie potrzebuję pomocy?
Czy można cierpieć na depresję całe życie? Mam 19 lat, w tym roku skończyłam szkołę, od ponad 3 lat pracuję. Mimo postawionych sobie (na siłę) celów, nie widzę dalszego sensu mojej egzystencji. Tak jest odkąd tylko pamiętam. Jednak im jestem starsza, tym bardziej niechęć do czegokolwiek się nasila. Sporadycznym momentem w moim życiu jest radość - choć tak naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek doświadczyłam szczerej radości. Nie widzę sensu w otaczającym mnie świecie. Nie mam ochoty na spotkania z przyjaciółmi. Zaraz po pracy, przychodząc do domu, siadam do komputera i tak do nocy. Dzień w dzień to samo. Nie mogę zmusić się do tego, aby rzeczy, które powinny cieszyć zwykłą nastolatkę, cieszyły i mnie.
Staram się być normalna, by nie sprawiać przykrości rodzinie, ale wyczerpuje mnie to starsznie, a nie chcę z nimi o tym rozmawiać. Nie wierzę też w psychoterapeutów - nigdy nie wierzyłam, a gdy byłam młodsza, uczęszczałam do dwóch czy trzech... Moim zdaniem obca osoba, która dziennie wysłuchuje takich jak ja dziesiątki - nie jest w stanie pomóc mi tak, bym czuła się usatysfakcjonowana. Co mam robić? Jak sprawić, aby natrętne, nieprzyjemne myśli wreszcie mnie opuściły, jak zacząć cieszyć się życiem? Chcę być normalna, jak moi rówieśnicy... Pomóżcie...