Dlaczego mam lęki i przestałem racjonalnie myśleć?

Pierwsze objawy były związane z utonięciem kolegi z rodzinnej miejscowości. Miałem wtedy 15 lat. Było to pierwsze zetknięcie z nieuniknionym losem człowieka. Mój organizm kompletnie się rozregulował. Falami pojawiały się napady lęku, strachu, płaczu. Dosłownie nie mogłem pojąć, co się stało, w jednej chwili świat dziecięcy rozsypał się jak domek z kart i runął. Bardzo duże nasilenie objawów gwałtownie obniżyło moje samopoczucie i praktycznie przestałem logicznie myśleć. Natłok myśli doprowadził do tego, że ściągano mnie z okna. Ale ja kompletnie nie pamiętam tego wydarzenia. Miałem po tym wydarzeniu, aż głupio pisać, wizytę u psychiatry i przepisane leki antydepresyjne. Pomimo występujących myśli o zrobieniu sobie krzywdy, codziennie powtarzałem sobie, że to jest grzech i głupota. Stałem się bardziej religijny. Po opanowaniu napadów lęków i niemocy z ogromną ulgą mogłem przystąpić do nauki. A bardzo lubiłem szkołę. Miałem świetnych kolegów oraz lubiłem się uczyć. Po 1,5 roku doszedłem do siebie. Mogłem normalnie żyć i funkcjonować. Stałem się bardzo ambitny, przesiadywałem bardzo dużo przed książkami i w bibliotekach. Z bardzo dobrymi wynikami skończyłem gimnazjum i szkołę średnią. Bardzo dużo potrafiłem się uczyć, praktycznie całe weekendy spędzałem przy książkach. Jednak w roku 2007 zmarł mój mentor - brat ojca. Był chory na nerki. Bardzo wiele czasu z nim spędzałem i był (raczej jest ważną osobą dla mnie). W jednej chwili na wakacjach czas mi się zatrzymał. Ból, żal, rozpacz po utracie ukochanego wujka zniszczyła mi równowagę. Dodatkowo na zimę rozpocząłem studia. Dodatkowych stresów dostarczyła mi praca (pracuję jako osoba przeprowadzająca uczniów przez bardzo ruchliwą trasę). Przez kilka tygodni byłem w opłakanym stanie. Lęk, osłupienie, natłok myśli, zaraz pojawiły się cholerne myśli o zrobieniu sobie krzywdy. Zacząłem się bardziej kontrolować, na każdą czarną myśl od razu reagowałem stanem niepokoju i przywoływaniem się do porządku, modliłem się i odliczałem dni, aby jak najszybciej skończyło się to. Duże wsparcie uzyskałem u najbliższych. Zacząłem więcej spać, postanowiłem poświęcić więcej czasu na sport (kocham piłkę). Moją bronią na dni załamania było przespanie ich (bardzo polubiłem okresy wieczorne). W dzień starałem się zawsze mieć ręce pełne roboty i odsuwać od siebie złe myśli. Z czasem wrócił upragniony spokój. Zimą odżyłem. Jednak dwa kolejne lata to był istny slalom. W okresie wakacyjnym straciłem dziadka i kuzyna, który w młodym wieku rozbił się samochodem. Pomimo ponownych napadów lęku, żalu, rozpaczy i czarnych myśli za wszelką cenę starałem się utrzymać stały rytm codziennego funkcjonowania: studia, praca. Powtarzałem sobie, tylko poczekaj jeszcze trochę, a to wszystko się uspokoi i będzie dobrze. Faktycznie po roku już był spokój 2009-2011 mogłem z powrotem wrócić do intensywnej pracy, zwłaszcza studiów. Jednak w roku 2011 coś pękło. W pracy stres mnie zżerał, ciągłe napięcie (uczniowie zaczęli grać mi na nerwach i specjalnie zaczęli wychodzić pod pędzące samochody, zaczepki słowne), czułem się gorszy i wyśmiewany przez taką pracę. Okres szkolny przypominał katorgę, modliłem się o jak najszybsze zakończenie dnia roboczego. Dodatkowo na studiach zacząłem przygotowania 5. roku. Od lutego praktycznie po przyjściu do domu spędzałem czas na samej nauce i często spałem po 4-5,5 godziny. Stałem się bardziej nerwowy i wiecznie niewyspany. Wszystko robiłem w biegu. Organizm dwa razy dał mi znaki ostrzegawcze. Z dnia na dzień humor mi posępniał, huśtawka nastrojów, nerwowość, powrót czarnych myśli z przeszłości. Ale zawsze powtarzałem sobie, muszę się uczyć, bo jeszcze kilka dni i będzie odpoczynek. Po tygodniu stan się poprawiał i dalej harowałem jak wół. Apogeum nastąpiło w czerwcu. Dosłownie nie mogłem powstrzymać nerwów. Popadłem w problemy ze snem, rano brak sił i przekonanie, że w pracy nie dam rady, bo nie mam sił. Stany lękowe, nie mogłem się uspokoić, spadek samooceny, brak wiary w poprawę sytuacji i powrót do myśli o krzywdzeniu siebie oraz duża wrogość osób postronnych. Zacząłem się bać, że nerwowo nie wytrzymam i zaprzepaszczę swoje wszystkie dotychczasowe osiągnięcia. Jednak dalej starałem się utrzymać dotychczasowe tempo pracy. W końcówce czerwca skończyłem studia, w pracy przestałem na okres wakacyjny przeprowadzać dzieci. Mój stan fizyczny przedstawia się opłakanie. Praktycznie brak mi czasami sił na większy wysiłek fizyczny. Organizm nie mógł mnie zmusić objawami fizycznymi do odpoczynku, chyba znalazł inną metodę. Zaczęła nawalać mi strona mentalna. Ciągłe myśli o zrobieniu sobie krzywdy ograniczyły mój wysiłek fizyczny. Ale mam dość już widzenia jakiś pętli, skoków ze schodów. Żyję z dnia na dzień. Dużo rozmawiam o tym z rodziną i znajomymi (nie przyznaję się wprost do tych czarnych myśli). Chciałbym wrócić do stanu równowagi i najchętniej zakończyć ten rok, wykasować go z pamięci. Ten rozchwiany stan emocjonalny martwi mnie i burzy mój plan życiowy oraz spokój. Boję się, abym nie dostał ogólnego zniechęcenia i nie popadł w poważniejsze problemy natury psychologicznej. Domyślam się, że może to być objaw dużego wyczerpania organizmu oraz może depresja, która jakimiś falami nawiedza mnie co jakiś czas. Bardzo przydałaby się rada osoby fachowej w dziedzinie ludzkiej psychologii.  

MĘŻCZYZNA ponad rok temu

Witam!

Trudne życiowe doświadczenia zostawiają ślad w psychice i przez długi czas mogą wpływać na zachowanie i myślenie człowieka. Martwi się Pan, że stan się pogorszy. Po zapoznaniu się z Pana listem również mam takie obawy. Opisany stan psychiczny jest niepokojący, szczególnie myśli samobójcze. Samodzielne próby radzenia sobie z problemami nie przyniosły trwałego ich rozwiązania. Bardzo dobrą wiadomością jest to, że rozmawia Pan z rodziną i znajomymi oraz może liczyć na ich wsparcie. Jednak w tej sytuacji taka pomoc może być niewystarczająca, by mógł Pan poradzić sobie z obecnymi problemami.
Wizyty u psychiatry czy psychologa/psychoterapeuty to niezbędna rzecz w przypadku problemów psychicznych. Kiedy choruje ciało, idziemy do odpowiedniego specjalisty, podobnie należy postępować, gdy cierpi nasza psychika. Przeżywanie depresji w młodości może mieć swoje skutki w dorosłym życiu. W przypadku depresji i stanów lękowych bardzo istotne jest, by leczenie było połączeniem farmakoterapii oraz psychoterapii. W ten sposób można wpłynąć nie tylko na złagodzenie czy wyeliminowanie objawów, ale także na zmiany w sposobie myślenia i zachowania w trudnych chwilach. Dlatego uważam, że warto byłoby skorzystać raz jeszcze z konsultacji psychiatrycznej oraz psychologicznej. Tylko na bezpośredniej wizycie będzie można zdiagnozować Pana stan psychiczny.

Polecam Panu rozpoczęcie psychoterapii, gdyż w ten sposób może Pan popracować nad rozwiązaniem trudnych spraw i zamknięciem przeszłych doświadczeń. Może to pomóc Panu w poradzeniu sobie z obecnymi trudnościami i pozwoli wypracować indywidualne, skuteczne sposoby radzenia sobie w ciężkich chwilach. Oczywiście wsparcie bliskich jest niezbędne w procesie leczenia, gdyż daje poczucie bezpieczeństwa i możliwość rozmowy o trudnościach. Wsparcie bliskich i pomoc specjalistów mogą być dla Pana szansą poradzenia sobie z tą sytuacją i wprowadzenia w sobie zmian, które pozwolą Panu trwale wpłynąć na poprawę samopoczucia. 

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty