Jakie są objawy depresji poporodowej?
Mam 30 lat, kilka tygodni temu urodziłam śliczne i zdrowe dziecko. Skończyłam studia, mam dobrą pracę, którą lubię, mam wspaniałego męża i zawsze mogę liczyć na pomoc rodziny i przyjaciół. Jednak jestem nieszczęśliwa, a wszystko zaczęło się po porodzie. Moja ciąża od początku była ciążą wysokiego ryzyka, miałam zwolnienie lekarskie, musiałam być w domu, nie wolno było mi wykonywać prawie żadnych czynności. Na początku bardzo to przeżyłam, ponieważ chciałam pracować, skończyć studia. Jednak później zrozumiałam, że to dla dobra dziecka. Do szpitala trafiłam dzień przed prawdopodobnym terminem porodu, miałam skurcze, jednak lekarz zadecydował o cesarskim cięciu.
Wtedy zaczął się dla mnie koszmar. Dostałam znieczulenie w kręgosłup, jednak nie podziałało, uśpiono mnie. Obudziłam się w nocy, byłam szczęśliwa, że już po wszystkim, że niedługo wrócę z dzieckiem do domu. Następnego dnia kazano mi od razu wstać, mimo że nie byłam w stanie z bólu... Najgorzej było wieczorem, poskarżyłam się lekarzowi na silny ból głowy - zlekceważył go. Położne na to, że TRZEBA BYŁO RODZIĆ NATURALNIE, TO BY NIE BOLAŁO. Były niemiłe, traktowały mnie przedmiotowo, gdyby nie rodzina, która opiekowała się mną dzień i noc - nie byłoby przy mnie nikogo! Kolejnego dnia znów skarżyłam się na bół głowy, do tego doszły potworne zawroty głowy, nie mogłam patrzeć na światło, do WC szłam z zamknętymi oczami, a raczej byłam prowadzona przez męża. Położne twierdziły, że za bardzo wyolbrzymiam i kazały mi karmić piersią. Siedziałam więc trzymana przez męża, mama trzymała dziecko, a mi głowa leciała na wszystkie strony, jakbym była nieświadoma tego, co robię. Gdy na oddziale zjawił się ordynator i zobaczył mnie, w jakim jestem stanie... Okazało się, po rozmowie z anestezjologiem, że to zespół popunkcyjny. Zabroniono mi nagle wstawać, dziecko karmiono butelką, ja dostałam masę kroplówek. Przepłakałam tam cały tydzień, myślałam, że zwariuję... W domu nadal leżałam... Dzieckiem opiekowała się mama.
Teraz też tak jest... Nie wiem, co się dzieje, bo zamiast cieszyć się dzieckiem i tym, że jestem cała w domu, ja strasznie przeżywam to, co się wydarzyło. Do tego stopnia, że w nocy dziecko śpi u mamy, bo ja boję się przy nim zasnąć... W sumie nie wiem dokładnie, o co mi chodzi, czy o to, że nie usłyszę jego płaczu... Nie wiem. Po prostu boję się być z nim w nocy. Kiedy już jestem, nie śpię ani minuty, potrafię płakać całą noc i nasłuchiwać, i patrzeć czy ono śpi. Mimo że mogę liczyć i na pomoc męża i mamy... Boję się potwornie. Boję się, że to odbije się na dziecku. Kiedy wiem, że maluszek bedzie spał u mamy, dzień mam cudowny. Cały dzień się nim opiekuję, jestem szczęśliwa, że go mam. Kiedy jednak jest tak, że wiem, że maluszek śpi u mnie... Cały dzień przeżywam, jestem apatyczna, płaczliwa. Obawiam się, czy nie jest to jakiś rodzaj depresji, czy powinnam udać się do psychiatry? Chcę sobie pomóc i jestem świadoma tego.