Problem z uciekaniem do swojego świata
Od dziecka miałam problem z "uciekaniem do swojego świata", pomimo zwracania uwagi, wybijania mnie z zamyslenia i ostrzegania przed konsekwencjami olewalam to, bo miałam kontrolę. Doskonale wiedziałam co, gdzie i jak. Byłam ambitna, doskonale się wypowiadlam. Takze nie widziałam problemu w chwilowym resecie. Miałam jakiś czas przerwy gdzie nie wylaczalam się, niestety wszystko zaczęło wracac wraz z rozpoczęciem studiów. Poprzez problemy z pamięcią związane z utratą przytomności chciałam sama przed sobą udowodnić, że dam radę, jednak atmosfera na uczelni odbiegala od ideału, tak jak traktowanie studentów. (być może to dlatego). Niestety, ale ok roku temu po dość mocnymch przeżycia zaczęłam zamykać się na ludzi i przestałam im kompletnie ufać. Oczywiście nie poznałam w tym czasie nikogo nowego, odrzucalam każdego, nawet tych co znałam. Często słyszałam od nowo poznanych ludzi, że odgradzam się od ludzi. Częściej uciekalam do swojego świata, jednak nadal w jakiś sposób lapalam kontakt i sobie ze wszystkim radziłam. Jednak niedawno zauważyłam, że już nie wiem co ktoś mówił, co mam zrobić, ba nawet nie wiem co robię w obecnej chwili. Unikam zadań związanych z koncentracja, myśleniem, wykonuje wszystko jedynie schematycznie. Nawet jeżeli chwilowo się skupie lub próbuje kogoś wysłuchać wcześniej czy później wyłączam się i nie mam nawet tego świadomości. Każdy uważa, że go olewam i niejeden nazwałbym mnie kretynem, ponieważ unikam jakiejkolwiek dyskusji-boję się, że walne gafe bądź będę miała problem z wyslowieniem się. Mało wychodzę do ludzi, wolę włączyć film, poprzeglac stronki czy zwyczajnie pójść spać-śpię nawet 12h i nadal czuje się jakbym nie spała cała noc. Wyjście z domu nie raz sprawia mi problem, jeżeli muszę gdzieś iść automatycznie psuje mi się humor (wyjątkiem jest moja przyjaciółka z którą chętnie się spotykam i gdzieś wychodzę). Zaczyna mnie to przytłaczac, chciałabym być taka jak przedtem ale mimo prób nie dam rady nad tym zapanować, a jeżeli już mi w jakimś stopniu się uda zdarza się coś co sprawia, że automatycznie się wyłączam. Tym "czymś " są ludzie. Pytanie brzmi - czy to może być jakaś choroba? Jak sobie z tym poradzić? Psycholog odpada, były próby szkolnych psychologów - nie mają do mnie podejścia, są zbyt dociekliwi, zaczynają mnie denerwować, co skutkuje kompletnym zamknięciem.