Z czego może wynikać takie osłabienie 11-latki?
Dzień dobry,
Mam 11-letnią córkę - w tej chwili w klasie IV SP. Ur. przez CC, drobna i na długość i w wadze. Pogranicze wcześniactwa i ma wpisane wcześniactwo. Do pójścia do przedszkola miewała do 3 infekcji w roku i to też, jak się po prostu gdzieś zaraziła.
Do przedszkola poszła na 1 rok w wieku 5 lat. Infekcja za infekcją; więcej była w domu.
Zerówka o wiele lepsza - proporcje obecności i nieobecności odwróciły się.
1. Klasa jeszcze lepiej - ze 2 infekcje do momentu narzucenia nauki zdalnej z powodu pandemii (to był chyba marzec albo kwiecień).
2. i 3. klasa - spore okresy nauki zdalnej, wiec trudno ocenić, bo dzieciaki nie miały ze sobą styczności; młoda nie chorowała.
Teraz klasa 4. - cały czas nauka stacjonarna; do grudnia 2 infekcje jedna tygodniowa, druga na 1,5 tygodnia i 3 dni w grudniu.
Byliśmy w pierwszej turze feriowej i półtora tygodnia ferii znów z infekcją. Potem 3 tygodnie w szkole i dostała gorączki - okazało się, że idzie siódemka. Potem wypadła jedna czwórka, a rośnie tez jedna trójka. Czy ewentualne osłabienie może mieć związek z zębami? Bo potem znów 1,5 tygodnia infekcji, tydzień w szkole i znów teraz drapanie w gardle i gardłowy kaszel.
Przy niektórych infekcjach gorączka lub stan podgorączkowy, ale nigdy dłużej niż 3-3,5 dnia.
Zawsze chodzimy do lekarki, żeby ją osłuchała i wg niej, dziecko zawsze było czyste osłuchowo. Od kilku ostatnich lat wszystko kończy się niejako na gardle. W tym roku zaczynam się bać, że zaczną coś komentować z powodu słabej frekwencji, Młoda i tak jest inaczej rozliczana z powodu afazji, ale jednak dobrze by było, żeby ta frekwencja była przyzwoita. Odkąd tez pamiętam, marzec zawsze jest jakiś niefajny i zawsze mamy wtedy infekcję, ale to, co się dzieje w obecnym roku szkolnym do jakiś sajgon. Wiem, że na przełomie lutego i marca w całej szkole dzieciaki chorowały, ale nie mam ogólnie wglądu w to, czy u większości było jakieś częstsze chorowanie.
Młoda jest drobna, ale sukcesywnie rośnie i przybiera na wadze. Ma różnorodną dietę. Mieszkamy na wsi, więc nie ma smogu; w domu nikt nie pali papierosów, więc brak kontaktu z dymem tytoniowym.
Nie wiem, co robić. Od urodzenia córka jest pod opieką tego samego pediatry. Ma wszystkie obowiązkowe szczepienia i pneumokoki. Lekarka zna więc dziecko, ale nigdy nie sugerowała dodatkowych badań u specjalistów - czy powinnam jednak wymóc skierowania?