Zaburzenia wzwodu z powodu stulejki
Moja historia wygląda tak. Miałem stulejkę do 20. roku życia. Dopiero wtedy została operowana. Nigdy nie miałem poprawnego wzwodu (pełnego). Masturbacja była możliwa. Stosunek nie. Nawet po zażyciu całej tabletki cialisu, najseksowniejszej pani na telefon i wcześniejszej około tygodniowej wstrzemięźliwości nie byłem w stanie osiągnąć odpowiedniej twardości do penetracji. Wydałem masę pieniędzy na urologów i andrologów. Żaden mi nie pomógł. Zatem pisze tutaj w płonnej nadziei, że może zdarzy się cud i komuś uda mi się w jakiś sposób pomóc. Wydaje mi się, że problem wykształcił się od najmłodszych lat w fazie początkowej dojrzewania aż do teraz. Kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze oznaki erekcji w najmłodszych latach, nieschodząca skóra z żołędzia wywoływała ból i dyskomfort. Nie rozumiałem tego. Rodzicom wstydziłem się powiedzieć. Sami też widocznie nie wiedzieli nawet, że jest coś takiego jak stulejka, skoro nie widzieli tego jeszcze w czasach dzieciństwa jak mnie myli. Logicznym jest, że broniłem się przed tym. Nie wiedziałem, co się dzieje.
Obawiam się, że przez te lata, kiedy normalnie powinienem funkcjonować, rozwijać się, odczuwać popęd, ja go podświadomie zablokowałem. LATA! To jest taka moja teoria. Nie wiem, czy prawdziwa. Nigdy nie miałem poprawnego wzwodu. Nigdy nie miałem sztywnego penisa. Aktualnie leczę się u seksuologa. Zakupiłem fiolkę alprostadilu. Robiłem sobie zastrzyki w ciała jamiste. 20 mikrogramów (cała strzykawka). Nie jest wiele lepiej niż przy samej ręcznej stymulacji. Pani seksuolog kazała kupić kolejną fiolkę. Idzie na to masa pieniędzy, a ja wątpię w efekt, bo ta substancja powinna wywołać wzwód niezależnie od czynników. Nie wywołała. 22 grudnia mam badanie przepływu krwi (które z resztą sam zasugerowałem, co jest troszkę śmieszne, bo czy lekarz nie powinien tego zrobić?). Dodatkowo dość często w chwilach podniecenia boli mnie podbrzusze i podstawa penisa (po osiągnięciu orgazmu). Życie mi się przez to sypie. Związki nie miały znaczenia, aktualnie w ogóle ich nie biorę pod uwagę. Boję się, że jest to nieodwracalne. Czuję się jak kaleka. Nie czuję się facetem. Wiecznie łapię doły, nie potrafię normalnie funkcjonować, nic nie ma dla mnie sensu. Jestem na krawędzi. Czy po opisie mojej sytuacji ktokolwiek byłby w stanie mi coś doradzić? Poza kulą w łeb. Obojętnie który... Z góry dziękuje i pozdrawiam!