Zasypianie jest dla mnie torturą
Odkąd pamiętam, zasypianie było dla mnie torturą. Nie piję kawy, coca-coli, nie palę, ostatnią herbatę (słabą) staram się pić też nie później niż o 18. Koło godziny 22 zaczynam czuć senność, zmęczenie, ziewam, oczy same mi się zamykają itp. Więc kładę się spać (przed snem zawsze czytam ok. 20 min, bo zauważyłam, że to też przyspiesza u mnie zaśnięcie) i jeśli zasnę w ciągu 30-40 minut, mogę to uważać za sukces. W nocy budzę się kilka razy (bez żadnej przyczyny typu za potrzebą). Ale jako tako udawało mi się do tej 5.20 rano przespać, kiedy to wstaję do pracy, i nie czuć zmęczenia. Ale ostatnio, od ok. 2 tygodni, zasypianie to istna tortura. Zaczyna się tak samo: senność, oczy się kleją itp. Kładę się i na tym koniec. Mimo zmęczenia nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok, po godzinnej męczarni wstaję, pochodzę po mieszkaniu i znów próbuję zasnąć, bo cały czas czuję senność. I dalej nic. Przez ostatnie noce zasypiam ok. 1:30-2:00 nad ranem, a tu trzeba za 3,5 godziny wstać do pracy.
Ziołowe wspomagacze, które pomagały mi zasnąć podczas pełni księżyca, nie działają. I tylko czuję takie wewnętrzne rozdygotanie (ciśnienie w normie). A potem do 11 rano chodzę półprzytomna. I kolejna noc, i znów to samo. Już naprawdę nie wiem, co może być tego przyczyną. Nie mam ani stresów w pracy, ani w domu, próbuję się zrelaksować, myśleć o czymś przyjemnym i na nic... Proszę o radę.