Apatia, obniżenie nastroju i nasilający się lęk

Jestem młodym chłopakiem, za 2 miesiące skończę 30 lat. Jestem kawalerem, mieszkam sam i już nie daję sobie rady sam ze sobą. Ciężko mi to wszystko opisać, co się ze mną dzieje, bo tyle tego jest, że musiałbym napisać wielkie wypracowanie. Ale postaram się w miarę krótko przedstawić to, co się ze mną dzieje już od wielu lat. Jakieś 10 lat temu zacząłem się jąkać, zacząłem się wycofywać, zamykać się w sobie, wpadłem w kompleksy, z roku na rok było coraz gorzej. Pięć lat temu, jak się wyprowadziłem od rodziców na swoje, i teraz mieszkam sam, to wszystkie moje złe odczucia zaczęły się bardzo pogłębiać i nasilać.

Od jakichś czterech lat panicznie boję się ciemności, śpię przy zapalonym świetle. Jak zgaszę światło i próbuję zasnąć, to czuję się bardzo nieswojo, a po jakimś czasie zaczynam mieć przywidzenia. Widzę, jak ktoś stoi w drzwiach i się na mnie patrzy, i to jest takie bardzo realistyczne. Jak zasypiam, to bardzo często zdaje mi się, że po kołdrze chodzą mi robaki, węże, myszy, pająki, wtedy zrywam się przestraszony, biorę kołdrę, potrząsam nią, zapalam światło i wtedy się orientuję, że to mi się tylko wydawało. Wtedy mi serce mocno wali i mam  nieprzespaną noc. Co do spania, to mam z tym wielkie problemy. W nocy w ogóle nie sypiam, przeważnie zasypiam o 10-11 przed południem, jak już całkowicie padam, i budzę się np. o 16-17 z wielkim bólem głowy. Potem mam wielkie problemy ze wstaniem z łóżka, nie chce mi się w piecu palić, nie chce mi się zrobić sobie jedzenia, nie chce mi się pójść do wanny i się wykąpać. Jak się budzę, to zawsze mam bardzo zaschnięte gardło, kręgosłup mnie mocno boli, głowa mnie boli itd.

Nie mam w ogóle kolegów, koleżanek, znajomych, nigdzie nie chodzę, nie bawię się, nikt do mnie nie przychodzi, nikt mnie nigdzie nie zaprasza... Siedzę sam jak palec w moim domu. Jak wychodzę na dwór, to tylko jak mam zapłacić rachunki albo w czasem w weekendy, jak jadę grać na wesele (to moja praca), czasem wychodzę do sklepu zrobić zakupy na cały tydzień, zawsze robię sobie duży zapas, żeby jak najmniej wychodzić z domu. U mnie na wsi jestem uważany za dziwaka, wszyscy się ze mnie śmieją, nawet małe dzieci, które mówią do mnie po imieniu, jak do kolegi, a jak ja próbuję im zwrócić uwagę, to mnie zatyka, coś się we mnie blokuje, wtedy zaczynam się jąkać i nie mogę wydobyć z siebie nawet jednego krótkiego zdania, a dzieci się wtedy ze mnie śmieją i jest jeszcze gorzej. Boję się ludzi, źle się czuję, jak jestem w towarzystwie kilku osób, ciągle mam wrażenie, że wszyscy o mnie rozmawiają, obgadują mnie, śmieją się ze mnie itd.

Mam chorobliwie nadopiekuńczych rodziców, którzy traktują mnie jak małe dziecko, kilka razy w tygodniu przyjeżdżają do mnie bez zapowiedzi, dzwonią do mnie przez telefon co drugi dzień i pytają "Co słychać?". Jak przyjeżdżają do mnie, to krzyczą na mnie, zwracają mi uwagę przy obcych ludziach, dyrygują mną itd. To mnie dobija jeszcze bardziej. Mam za sobą kilka prób samobójczych, prawie codziennie też myślę o śmierci, której bardzo się boję. Panicznie boję się widoku krwi. Jak ją widzę, to przewracam się, mam wtedy silne drgawki, serce mnie boli i piecze i trzeba wzywać pogotowie. A ja mieszkam sam. Nienawidzę samego siebie, sam siebie poniżam, nie widzę dla siebie żadnej przyszłości...

Moja przyszłość to śmierć w samotności. Dla mnie to jest oczywiste, nie może być inaczej. Bardzo cierpię już od kilku lat. Nie mam samochodu, mieszkam poza miastem, do specjalisty mam ponad 10 km, mam tylko rower, ale dla mnie jest wielkim problemem wsiąść na rower i pojechać 4 km do kościoła w niedzielę, albo w ogóle wstać z łóżka, a co dopiero jechać do psychologa ponad 10 km. Pisałem, że gram i śpiewam na weselach i różnych zabawach, to jest moje jedyne utrzymanie i mój jedyny zarobek. To jest też moja wielka pasja, oprócz tego kocham ogrodnictwo... Ale od jakiegoś czasu tracę już ochotę na to wszystko, już nie chce mi się jechać na wesele i grać (choć muszę, bo mam podpisaną umowę), nie chce mi się wyjść do ogródka i się nim zajmować (choć muszę, bo to jest ogród ozdobny i trzeba o niego dbać). Nie mam siły i ochoty już na nic.

Od kilku lat jestem bardzo nerwowy. Z nerwów potrafię dostać wysokiej gorączki, ale jak się uspokoję, to wszystko przechodzi, od jakiegoś czasu czuję w sercu bardzo silne uderzenia i takie bardzo nierówne... takie... 2-3 mocne walnięcia i potem normalnie, za kilkanaście sekund znowu to samo i to trwa, aż się uspokoję. Jak jestem zdenerwowany, a jest wieczór, to muszę mieć zapalone światło, bo wtedy byle jakieś puknięcie, to ja dostaję nerwicy. Mnie do psychiatry musiałby ktoś zaciągnąć siłą i potem mnie pilnować, żebym tam chodził, bo sam na pewno nie pójdę, nie ma na to szans, nie czuję się na siłach. Ale jest ze mną coraz gorzej. Moi rodzice mi mówią "Weź się leniu do roboty, to ci przejdzie", cała moja rodzina (ciotki, wujkowie, bracia cioteczni) też tak mi mówią. Nie mam co liczyć na pomoc rodziny, bo oni mnie jeszcze dobiją. Jestem pozostawiony sam sobie. Nie mam życia towarzyskiego, osobistego, moje jedyne życie i mój jedyny świat, to internet, telewizja, mój ogródek i czasem, w sobotę, granie na weselu.

Jestem bardzo... ludzie mówią, że przewrażliwiony, bo wystarczy tylko krzywe spojrzenie na mnie, wystarczy, że ktoś coś nieprzychylnego mi powie, nawet ktoś się do mnie uśmiechnie, to ja od razu odbieram to jako śmianie się ze mnie. Wtedy wpadam w ciężki dół psychiczny, który kończy się myślami samobójczymi. Od czasu do czasu mi odbija porządnie i idę do sklepu, kupuję duży zapas tabletek przeciwbólowych, kupuję kilka piw, wino, wódkę, wracam do domu, wszystkie tabletki łykam, ale w odstępie czasowym, bo od łykania dużej ilości tabletek zaczynam mnie mdlić, wszystko popijam alkoholem i idę spać, z nadzieją, że się nie obudzę. Ale niestety... :(

Raz się skończyło tak, że 4 godziny leżałem w łóżku, zwijałem się z bólu, kręciło mi się w głowie, nie mogłem wstać, bo się przewracałem, jakoś doszedłem do telefonu, zadzwoniłem na pogotowie, przyjechali i chcieli mnie zabrać do szpitala psychiatrycznego, ale ja się nie zgodziłem, przecież nie jestem czubkiem, jestem normalny. To kazali mi podpisać na kartce, że nie wyrażam zgody, wtedy dali m bolesny zastrzyk i pojechali, a ja na drugi dzień się obudziłem, wszystko było niby dobrze, tylko źle się czułem. Wtedy miałem jeszcze większego doła.... Mógłbym tak pisać i pisać bez końca. Ale najważniejsze już chyba napisałem, to wszystko się ze mną dzieje od pięciu lat, jak mieszkam sam. Wszystko się zaczęło z chwilą przeprowadzki na swoje. I teraz jest już bardzo źle.

MĘŻCZYZNA ponad rok temu

Wymienia Pan wiele niepokojących objawów: apatię, obniżenie nastroju, nasilający sie lęk, próby samobójcze. Do rozważenia jest, czy nie jest Pan uzależniony od alkoholu. Doznawanie w godzinach nocnych halucynacji oraz lęk, nasilający się w godzinach nocnych, drażliwość, podejrzliwość wobec innych ludzi mogą być związane z chorobą alkoholową. Obawiam się, że wizyta u psychiatry jest w tym przypadku konieczna. Może Pan uzyskać pomoc od rodziny, która, na tyle, ile potrafi - troszczy się o Pana. Z pewnością pomogliby znaleźć lekarza i dowieźć na wizytę. To, że korzysta Pan z pomocy psychiatry nie oznacza, że "jest Pan czubkiem". Proszę nie zapominać, że w ten sposób etykietuje Pan ludzi cierpiących, którzy muszą przełamać wiele barier - w tym opinii społecznej, chcąc uzyskać pomoc.

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty