Co powinienem zrobić?
Mam 16 lat i jestem już po kilku... kilkunastu próbach samobójczych. Nawet nie wiem, czy można to tak nazwać... 4 razy wziąłem po około 80 tabletek i za każdym razem wychodziłem z tego po dłuższym lub krótszym leżeniu w szpitalu. Nie mam pojęcia, kiedy to się zaczęło... myślę o tym od 4-5 lat, a od kilku miesięcy... jest to moim marzeniem i jedynym celem, który powoli realizuję... Mam jedną przeszkodę, dziewczynę, którą poznałem. Zdaje się, że martwi się o mnie i od jakiegoś czasu robię wszystko, aby mnie znienawidziła. Starałem się prosić ją o to, aby ze mną już nie pisała, bo wiem, że zapewne kiedyś to zrobię i nie chcę Jej skrzywdzić. Ostatnio udawałem nawet, że ją kocham, aby dowiedzieć się, czy ona to odwzajemnia i w razie czego to zniszczyć póki czas. Dzięki Bogu ma kogoś innego. Dziś udało mi się namówić ją na to, aby obiecała mi, że w razie czegokolwiek i tak ma być szczęśliwa. Więc... zdaje się, że ją to już tak nie zaboli i mogę z 'czystym sumieniem' wracać do realizacji marzeń. Rozmawiam sam ze sobą... na początku jedynie w nocy, ostatnio słyszę swój głos nawet w dzień. Strasznie się pocę, tracę kontrolę nad sobą, kulę się i czuję tylko przechodzące mnie dreszcze. Może to idiotycznie zabrzmi, ale... nie potrafię tego zatrzymać, chociaż do cholery ja robię to sam sobie... jakbym tracił na ten czas kontrolę. Strasznie się tego boję... 'słyszę' tylko o tym, że mam się zabić, że tak będzie dla innych lepiej. Do czasu jak częściej rozmawiałem z tą dziewczyną, mówiłem do siebie, że mnie oszukuje, śmieje się za plecami. Plany znienawidzenia mnie przez innych też wymyślam podczas takich ataków. I najgorsze jest to, że skutkują... ta dziewczyna teraz będzie szczęśliwsza beze mnie. Mój nastrój huśta się w tą i z powrotem. Raz coś jest dobre, a za chwilę złe. Minutę temu zrobiłbym coś, a teraz aż mnie ciarki przechodzą. Codziennie budzi się inny ja. Ja potrafiący cieszyć się, a za kilkanaście minut płakać. Ja próbujący samobójstwa i ja starający się znaleźć pomocy. Czasem nawet zdawało mi się, że wyżej wspomnianą dziewczynę mógłbym naprawdę pokochać. Ale to nie dla mnie. Często ryzykuję. Nie obchodzi mnie śmierć czy też znienawidzenie. Ba... ja tego pragnę. Nic dla mnie nie ma sensu. Praca jak i cały świat. Wszystko zdaje mi się nudne i na dłuższą metę bezcelowe. Nie potrafię rozmawiać. Muszę się długo przyzwyczajać, aż z kimś będę mógł rozmawiać. Ale to już moja cecha... Rodzinie nic nie powiem, zrobiłem wszystko, aby ich to nazbyt nie obchodziło. Z sukcesem. Poza tym nie wierzyli lekarzom, że moje wizyty mogłyby być próbami samobójczymi. Zresztą... ja sam się do tego nie przyznałem. Przez te kilka miesięcy osiągnąłem sukces. Już nie mam komu się wyżalić i nikomu na mnie nie zależy. Tak jak tego 'chciałem'. Wygrałem? Piszę to kilkanaście minut po próbie powieszenia się.