Czy to może być początkowa faza depresji?
Witam, Jestem dosyć młodą osobą - mam zaledwie 15 lat, jednak od pewnego czasu zauważyłam u siebie pewne zmiany, które mogłyby wskazywać na zaburzenia nastroju, depresję. Chciałabym dowiedzieć się, czy moje przypuszczenia są słuszne, a jeśli tak, czy należy podjąć jakieś działanie. Dodam także, iż zapoznałam się z kilkoma tematami o depresji na tym forum, które raczej potwierdzają moje obawy. Wykonałam także test, którego wynik wskazuje 19 punktów w skali depresji Becka, czyli łagodną depresję. Prawdę mówiąc ciężko jest mi wskazać konkretną datę, kiedy zmiany zaczęły się pojawiać. Wydaje mi się jednak, że było to pod koniec wakacji/na początku września tego roku. Najważniejszą zmianą, jaka zaszła w mojej psychice to pojmowanie świata. Ciągle mam wrażenie, że otaczająca mnie rzeczywistość jest zła, że nie ma w niej już dobra i sprawiedliwości, że liczą się tylko ci, którzy mają w świecie "kontakty" oraz tacy, którzy potrafią sobie ustawić innych. Mam także wrażenie, że ludzie, którzy faktycznie starają się coś osiągnąć ciężką pracą zostają uznani za tzw. "frajerów", z których wszyscy inni mają pośmiewisko. Ja sama uważam się za taką "frajerkę"... Inna stała się także dla mnie wizja przyszłości. Kiedyś miałam wiele pomysłów na to, czym będę się zajmować. Teraz nie wyobrażam sobie siebie w żadnym konkretnym zawodzie, ani w związku z kimkolwiek. Po prostu taki obraz jest dla mnie nierealny. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Ostatnio osłabło także moje zainteresowanie nauką, chociaż to jest trochę bardziej "zagmatwane" i postaram się wyjaśnić, o co dokładnie mi chodzi. Kiedyś nauka była dla mnie super ważna. Od 4 klasy stale utrzymuję pierwsze miejsce w klasie pod względem średniej, chociaż ja sama nie uważam się za tak mądrą. Uważam, że to tylko kwestia tego, kogo się ma w klasie, a osoby w mojej są naprawdę nierozgarnięte i mają bardzo olewczy stosunek do nauki, w związku z czym pierwsze miejsce jest utrzymać bardzo łatwo, jednak od pewnego czasu przestało mi na tym aż tak zależeć. Owszem, dalej walczę o pierwsze miejsce, ale nie sprawia to mi już takiej satysfakcji. Teraz nauka stała się obowiązkiem, z którego muszę się wywiązać możliwie jak najlepiej. Jeśli już przy klasie jestem muszę także wspomnieć, że mam z nią bardzo kiepskie stosunki. Dla większości nie istnieję, jedynie wtedy gdy trzeba o coś zapytać, wziąć pracę domową itp. Z resztą wcale mi na nich nie zależy - uważam, że znajomość z tymi ludźmi nie jest nic warta.... W ogóle wszelkie stosunki z ludźmi są dla mnie ciężkie. Ostatnio dostałam ofertę rozdawania ulotek, ale ją odrzuciłam (mimo iż zaproponowała mi ją własna matka). Powody były dwa: 1 - rozdawanie ulotek samemu to żadna frajda, 2 - nie chcę mieć styczności z tymi ludźmi (przechodniami). W szkole nie mam przyjaciół, poza nią - tym bardziej. Całe popołudnia i wolne weekendy przesiaduję w domu robiąc właściwie nic konkretnego. Z nikim się nie spotykam, nie ma nikogo z kim mogłabym szczerze porozmawiać. Można powiedzieć, że moją jedyną "przyjaciółką" jest matka, ale ostatnio nawet na nią zaczęłam się zamykać. Nie mówię jej o moich problemach. Z ojcem w ogóle niewiele rozmawiam. Wszystko co we mnie siedzi, musi siedzieć dalej, bo nie mam komu o tym opowiedzieć. Myślę, że głównym powodem tych wszystkich zmian we mnie jest właśnie samotność... Jestem tego pewna, ale nie staram się nic zmienić. Wiem, że mieście, w którym mieszkam nie spotka mnie nigdy nic dobrego, ale za rok mam nadzieję przeprowadzić się do dziadka, który mieszka w stolicy, chociaż tak naprawdę nie wierzę, aby to coś zmieniło. Właściwie boję się tam zamieszkać. Boję się, że nie będę tam pasować, tak jak nie pasuję tutaj. Myślę, że ta przeprowadzka (o ile do niej dojdzie) nic nie zmieni w moim życiu. W ogóle bardzo stresujące są dla mnie miejsca pełne ludzi (centra handlowe, wszelkie place); zwłaszcza młodych ludzi. Gdy przebywam wśród nich mam wrażenie, że wszyscy na mnie spoglądają, że nie pasuję do nich, że jestem od nich gorsza, mniej fajna. Gdy spoglądam na te wszystkie młodzieżowe grupki, jak świetnie się bawią, jak radośnie spędzają czas, wiem, że jestem nikim. To uczucie zwykle mi towarzyszy. Nie mam żadnej pasji, hobby, nic czemu mogłabym oddać się w całości. Jedynie nauka - taka moja już rutyna, dzięki której wypełniam czas. Szczerze mówiąc, chciałabym już być dorosła i mieć pracę, która zajęłaby resztę mojego życia. To samo każdego dnia, nic ponad to, chociaż coraz częściej od rutyny marzy mi się zniknięcie z tego świata. Nie mówię na razie o samobójstwie, ale o dematerializacji własnego "ja". O niebycie, któremu mogłabym się oddać. Zapomniałam także wspomnieć o poczuciu winy, które mnie czasami dopada, zawsze kiedy w domu wybuchają awantury. Czuję się wtedy, jak gdybym była częścią ich źródła. Przestały mnie zupełnie interesować ich powody, zwykle są takie same, ale to uczucie coraz częściej mnie dopada. Szczególnie, kiedy reaguję "nie tak" na zwierzenia matki. Wtedy narasta też we mnie gniew, spowodowany głównie tym, że ona nie domyśla się o moich "problemów", bo chyba tak można nazwać to co ostatnio przeżywam. Kilka tygodni temu nawet się pocięłam; był to pierwszy raz od trzech lat. Dzisiaj też przeszło mi to przez myśl, ale tego nie zrobiłam. Nie mam pojęcia co mnie od tego odciągnęło, po części może to, że wszyscy byli w domu... Nie wiem. Ok, jeszcze tylko dwie rzeczy i kończę moją opowieść... Chciałam dodać jeszcze tylko, że te nastroje dopadają mnie zwykle tuż po powrocie do domu ze szkoły i wieczorem. W szkole oraz we wszelkich publicznym miejscach zachowuję się dosyć normalnie. Wreszcie, na koniec, chciałam napisać o objawach fizycznych, choć nie wiem czy mają one jakikolwiek związek z tym wszystkim. Oczywiście kiedy mam te swoje podłe nastroje przeważnie towarzyszy mi lekki ból głowy i otępienie oraz coraz częściej zmęczenie. Dosyć często występuje u mnie także wieczorny ból kolan, chociaż to ponoć rodzinne, ale na wszelki wypadek wspominam o tym. I teraz pragnę powrócić do głównej myśli tematu - czy to może być wstępna faza depresji czy tylko usprawiedliwianie ewentualnego lenistwa? Cóż nie powiem, zależy mi na tym, ponieważ chciałabym wiedzieć czy naprawdę mogę zachorować na depresję czy tylko użalam się nad sobą i swoją beznadziejną osobą? Z góry dziękuję za przeczytanie i odpowiedź.