Iść do lekarza? Co ze sobą zrobić?
Witam. Mam 21 lat, studiuję, pracuję, od dwóch lat sama się utrzymuję. Wyprowadziłam się z domu tuż po maturze, do zupełnie innego miasta, do pracy. Zawsze byłam ambitna, jednak moje problemy zaczęły się, gdy nie dostałam się na dzienne studia. Czułam się gorsza, ale znajdowałam dla siebie wytłumaczenie. Poszłam na zaoczne i - jak wspomniałam - wyprowadziłam się do innego miasta. Studiuję jednak w rodzinnej miejscowości, więc co dwa tygodnie przejeżdżam 400 km, by iść na uczelnię. Na co dzień mieszkam z chłopakiem, z którym jestem od dwóch lat. Mam dobrą pracę, robię to, co zawsze chciałam robić. Jednak nie jest już tak różowo, jak jeszcze dziesięć miesięcy temu.
Uwielbiam swoje rodzinne miasto, nie wyobrażam sobie zostania na stałe tu, gdzie pracuję. Mam tu jednak chłopaka, który nie chce ze mną wracać (pochodzimy z tej samej miejscowości). I powiedział mi wprost, że ze mną nie pojedzie, jeśli ja będę chciała się wyprowadzić. Po tej rozmowie moja tęsknota nasiliła się. Nie mam tu zbyt wielu przyjaciół, w pracy jestem najmłodsza, nie stać mnie na dodatkowe atrakcje czy hobby, więc nie poznaję nowych ludzi. Wszystkich przyjaciół zostawiłam w swoim mieście. Tęsknię za nimi i chyba to jest główne źródło smutku. Bardzo chciałabym wrócić, ale nie chcę jednocześnie stracić swojej miłości.
Od około pół roku obserwuję u siebie napady lękowe. Popołudnia spędzam sama, bo mój chłopak pracuje do późna. Dotychczas lubiłam chwile samotności, bo mogłam np. poczytać książkę, ale od dłuższego czasu spędzam je zupełnie bezproduktywnie. Gapię się tępo w sufit, czasem płaczę, ale to rzadko. Boję się, ale sama nie wiem czego - czuję przy tym lekki ucisk w klatce piersiowej. Od marca cierpię też na bóle brzucha. Badania lekarskie nic nie wykazały, ból pojawia się nieoczekiwanie, bez innych objawów zatrucia, żadne leki nie pomagają. Wg lekarza mam wrażliwy żołądek.
Mam też chwile, gdy rzucam się łapczywie na jedzenie i jem, co popadnie. Wtedy czuję się źle. A są też dni, gdy wypijam tylko kawę i nie chce mi się nic jeść. Objawy te nie są stałe, to coś w rodzaju sinusoidy. Raz jest lepiej i wtedy myślę, że już będzie dobrze, ale po chwili wszystko się odmienia. Od kwietnia zauważyłam u siebie brak motywacji do pracy. Kiedyś uwielbiałam swoje zajęcie, a teraz nie potrafię się zmobilizować, żeby cokolwiek zrobić. Przyznam się, że przed szefem udaję, że jestem zapracowana, przez co mam wyrzuty sumienia. Ciężko jest mi się skupić, chodzę rozkojarzona.
Zauważyłam też, że coraz mniej rzeczy mnie cieszy. Na początku starałam się wszystko jakoś sobie poukładać od nowa, zająć się czymś. Zaczęłam chodzić na fitness, ale po dwóch miesiącach się zniechęciłam, nie widząc efektów. Żeby się sobie spodobać, zaczęłam interesować się modą. Wpadłam w szał kupowania ciuchów i przynajmniej 2-3 razy w tygodniu kupuję nowy ciuch. Nie starcza mi pieniędzy na inne rzeczy, pod koniec miesiąca jestem na minusie, ale nie potrafię oszczędzać. Kiedyś z zarobionego 1000 zł potrafiłam odłożyć na studia i wakacje, dziś już nie umiem. Szukam drugiej pracy, mimo że w ogóle nie mam ochoty.
W czerwcu kupiłam sobie w aptece tabletki na uspokojenie i przy gorszych dniach, kiedy np. nie mogę zasnąć, biorę dwie i śpię jak niemowlę, nie mam koszmarów, budzę się bez uczucia strachu przed kolejnym dniem. Ale tabletki nie pomagają wiecznie, a ja nie chcę się uzależnić. Nie wiem, czy to, co napisałam, to już oznaki depresji. Czasem czuję, że tak, a czasem, że po prostu coś sobie ubzdurałam i po prostu muszę wziąć się w garść, bo nic innego mi nie pomoże. Mój facet uważa, że przesadzam. Dwa razy powiedziałam mu, że być może mam depresję, ale nie zareagował. Nie stara się pomóc, stąd też nie wspominam o tym ponownie. Chciałam iść do psychologa, ale wyczytałam gdzieś, że muszę mieć skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. Mój lekarz znajduje się w mojej rodzinnej miejscowości i jest znajomym mojej mamy, a nie chcę jej denerwować i mówić, że jestem na coś chora.
W przeszłości miałam myśli samobójcze (13 lat), podczas gdy moi rodzice się rozwodzili. W moim domu co chwilę były awantury, bicie itp., ale o tym nie chcę się rozpisywać, było minęło. Teraz nie mam już takich myśli. Wciąż tęsknię za swoim miastem, przyjaciółmi. Ale mój chłopak tego nie rozumie. Mogłabym wrócić, ale musiałabym rzucić pracę i rzucić chłopaka. Czuję, że czegokolwiek bym nie wybrała, to będzie źle, bo zawsze coś stracę. Chyba też do końca sama nie wiem, czego chcę. Dlatego piszę tutaj - bo być może ktoś rozwieje moje wątpliwości i będzie bodźcem do podjęcia dalszych działań. Pozdrawiam