Jak poradzić sobie z tikami oraz z myślami samobójczymi?
Witam! Mam 18 lat i chodzę do liceum, jestem w drugiej klasie. Ponoć jestem postrzegana za miłą, sympatyczną dziewczynę. Zawsze uśmiechnięta, zawsze pomocna, radosna. Jednak w środku czuję inaczej... Staram się nie pokazywać ludziom, że jest mi smutno, że nie mam humoru, bo nie chcę by zadawali pytania "co się stało?" itp. Jednak, gdy jestem sama, uśmiech znika z mojej twarzy. Sytuacja w mojej rodzinie jest w porządku. Nie panuję przemoc ani żaden niepokojący nałóg. Problem polega w tym, że mam pewną chorobę, która wpędza mnie w zakłopotanie. To z tego zaczęły się moje myśli samobójcze. Od jakiś 10 lat choruję na "tiki". Jednak przez cały ten czas potrafiłam nad nimi panować, lecz od jakiegoś roku tak się nasiliły, że nie mam nad nimi panowania. Po ukończeniu 18 lat wybrałam się do lekarza rodzinnego, który zalecił mi dalsze leczenie neurologiczne. Zrobiłam badanie EEG, tomograf komputerowy, jednak nie wykryło to żadnych nieprawidłowości w głowie. W mojej rodzinie od strony taty były przypadki tej choroby, lecz nikt nie miał tak silnych objawów jak ja. Objawy tej choroby to mruganie oczami, dotykanie przedmiotów, chykanie (wydawanie dźwięków zbliżonych jakby do szczekania), kiwanie głową. Mam też różne, takie jakby rytuały, które muszę zrobić każdego dnia. Na przykład w trakcie wypowiadanego zdania przez drugą osobę, muszę zrobić coś parę razy itp. Nawet teraz pisząc ten list, muszę zmazywać każdą literę po ileś razy i napisać ją ponownie. Działa to też w oddawanych w różnych odstępach czasu, dźwięków, np. tykanie zegarka, szczekanie psa, śpiew ptaków, muzyka, hałasy na podwórku bądź w domu. W trakcie każdego wydawanego dźwięku muszę powtarzać ileś razy czynność. Dawniej potrafiłam nad tym zapanować, czyli zrobiłam coś i czułam ulgę, nie musiałam już więcej tego robić. Teraz jest tak, że nie minie 5 minut, a ja znów to powtarzam. W domu najbliższa rodzina wie o mojej chorobie, choć od niedawna mówi się o niej tak otwarcie, gdyż póki potrafiłam nad tym zapanować to starałam się niczego widocznego nie robić przy kimś, typu dotykanie przedmiotów lub wydawanie jakiś dźwięków. Jednak już nie miałam siły być z tym sama i najpierw porozmawiałam o tym z mamą. Byłam nawet w szpitalu na oddziale neurologii, ale tam zalecili mi leki przeciwdepresyjne, które maja mnie po prostu uspokoić. Jednak po zażywaniu ich już jakieś półtorej miesiąca nie odczuwam w ogóle różnicy. Jednym z największych przeżyć (nieszczęśliwych) w moim życiu, było rozstanie z moim chłopakiem, z którym byłam 3 i pół roku, a w trakcie naszego związku wiele razy się rozstawaliśmy, a ja byłam tą osobą, która się starała byśmy byli razem. Po rozmowie przeprowadzonej z panią psycholog, w szpitalu, zrobiła notatkę, że jestem osobą, która rozdrabnia pewne sprawy, zastanawia się jakby było gdyby itp. Nikt jednak nie rozumie jak to jest żyć z taką chorobą praktycznie całe życie, od czasów kiedy pamięta się wydarzenia z życia, czyli od podstawówki. Jednak nie potrafię sobie już poradzić z tą chorobą. Nie mam nawet 5 minut wolności od tego. Nie daje mi to żyć. Już nigdzie, w żadnym miejscu i przy żadnej osobie nie potrafię tego zahamować. A najgorsze jest to, że nie mogę odpocząć sama od siebie. By choć pól godziny od tych 10 lat pożyć jak normalny człowiek. Wstać rano, umyć się, ubrać, uczesać i bez dotykania niczego, bez powtarzania czynności. Po prostu nie daje sobie już z tym rady. Nie ma dnia bym się nie zastanawiała jakby to było, gdyby mnie nie było na świecie. Co by czuli moi bliscy, przyjaciele, były chłopak. Jednak boję się, jak to jest po drugiej stronie. Czy będę coś dalej czuć, czy uwolnię się od tej całej choroby, która mnie niszczy od środka, która niszczy moją psychikę. W mojej rodzinie była jeszcze jedna siostra, teraz by miała z 26 lat. Jednak zmarła, gdy miała 3 miesiące. Nie znałam jej, gdyż nie było mnie jeszcze na świecie. Jednak zawsze, gdy coś mi się psuje, gdy jestem w dołku, jak i teraz, gdzie od dłuższego czasu ta choroba nie daje mi o sobie zapomnieć, myślę sobie wtedy, że to ona powinna żyć, a nie ja. Proszę o pomoc, choć wiem, że nie będzie to łatwe, bo jedyne co by mi pomogło, to być zdrową, żyć jak inni ludzie. Kiedyś zastanawiałam się jak to będzie, gdy będę starsza, czy mi to minie czy nie. I jest coraz gorzej, to w ogóle nie ustępuje. Od 10 lat, nie ma 5 minut, bym mogła spędzić je normalnie, bym mogla wykonać jakąś czynność nie robiąc przy tym żadnych zbędnych czynów. Czuję przez to taki wielki niepokój w sobie, co prowadzi do tego, że mam myśli samobójcze. Nieraz już planowałam napisać listy do moich bliskich, na pożegnanie. Proszę o odpowiedź.