Jak sobie poradzić z "nowym" życiem?
Mam 19 lat i zaczęłam pierwszy rok studiów. Wyprowadziłam się z domu i zamieszkałam ze swoim chłopakiem, który jest moim pierwszym i jesteśmy razem od 2 lat. Na początku wszystko było w porządku, ale ostatnio zaczęłam mieć problemy z nerwami. Źle się czuję w nowym mieście, jestem cały czas poddenerwowana i zestresowana. Byle co jest w stanie wyprowadzić mnie z równowago i płaczę dużo częściej niż wcześniej. Na początku bardzo denerwowałam się nową uczelnią, nie odpowiadali mi tamtejsi ludzie - teraz zaczynam się przyzwyczajać. Jednak nawet mimo to, "nowe" życie zaczyna przysparzać mi coraz więcej kłopotu. Cierpi na tym mój związek, straciłam ochotę na jakiekolwiek zbliżenia, nie potrafię z nich czerpać przyjemności. Jestem zmęczona i drażni mnie nawet zwykły pocałunek. Mój chłopak jest cudowny, czuły i stara się jakoś znosić te moje wieczne zmiany nastroju ale widzę, że bardzo go to męczy. Czuję się oziębła i smutna, straciłam chęć do życia. Nie wiem czy popadłam w paranoję, czy wmawiam sobie to wszystko. Często powtarzam jak nienawidzę tego "nowego" miasta, uczelni... Nie wiem co zrobić żeby to zmienić. Staram się myśleć pozytywnie, ale to nic nie daje, bardzo łatwo znowu staję się smutna. Boję się, że to początek depresji. Co mogę zrobić aby moje życie nabrało sensu i żebym znowu poczuła się szczęśliwa? Chciałabym się jakoś zaaklimatyzować w nowym mieście i chciałabym aby mój związek wrócił na dawny tor. Bardzo proszę o jakąś radę, bo sama nie wiem jak długo to jeszcze wytrzymam.