Jak sobie poradzić w nowym środowisku i nabrać pewności siebie?
Witam, mam 16 lat i jestem dziewczyną. Zdaję sobie sprawę z tego, iż mój problem może się wydawać nieistotny, jednak przeszkadza mi on w normalnym funkcjonowaniu. Mój problem polega na tym, że bardzo ciężko jest mi odnaleźć się w nowym środowisku. Teraz skończyłam gimnazjum, a od września będę kontynuować naukę w liceum i obawiam się, że wrócą problemy z pierwszej klasy gimnazjum.
Historia jest długa i zawiła, ale postaram się ją jak najbardziej skrócić. Pierwsza klasa do jakiej trafiłam, była z założenia moją wymarzoną klasą. Problem pojawił się, kiedy się okazało, że nikogo nie znam, a zdecydowana część klasy jest z jednej szkoły i dobrze się już znają. Była to praktycznie żeńska klasa (27 dziewcząt, 3 chłopców) i ambitna. Już na samym początku jakoś ta zmiana szkoły, obowiązków i na dodatek środowiska, mówiąc kolokwialnie bardzo mnie zgasiła - poddałam się, nie szukałam kontaktu z klasą, a chodzenie do szkoły stało się przykrym obowiązkiem.
Po niespełna dwóch miesiącach przeniosłam się do klasy, gdzie wydawało mi się, że tam nawiąże jakieś znajomości, a na dodatek było tam kilka osób z mojej "starej" klasy. Niestety nie przemyślałam tego dokładnie - przepisałam się do klasy o profilu zupełnie przeciwstawnym do moich uzdolnień. Już nie tylko chodzenie do szkoły stało się przykrym obowiązkiem, ale i nauka. Ta klasa okazała się "nadambitna" - miałam do czynienia z bardzo niezdrową rywalizacją, mówiąc potocznie wyścigiem szczurów, przyjaciół tam nie znalazłam, na dodatek wychowawca nieustannie podkreślał, że zaniżam poziom klasy i te czynniki spowodowały, że zwyczajnie nie wytrzymałam psychicznie i po pierwszym semestrze przeniosłam się do innej szkoły.
Szkoła została wybrana przypadkowo i do klasy zostałam przydzielona równie przypadkowo. Już wtedy byłam w złym stanie psychicznym. Tym razem trafiłam do klasy, która była przeciwieństwem poprzednich. Ogólnie nowa szkoła miała bardzo swobodne zasady, co było dla mnie również zaskoczeniem, bo incydenty, które by nie przeszły w starym gimnazjum - w tym były na porządku dziennym. Mówiąc najkrócej zostałam w klasie ofiarą przemocy psychicznej, a w finale i fizycznej. Gdy zdecydowałam się poinformować o tym wychowawcę, ten stwierdził, że on również się ich boi. Problemy mnie przerosły. Przestałam chodzić w ogóle do szkoły. Wydało się to dopiero pod koniec roku, kiedy się okazało, że mam być z większości przedmiotów nieklasyfikowana. Był telefon do domu, przyznałam się do tego mamie, sprawa wyszła na światło dzienne. Gdy pedagog się dowiedział, do czego doszło, pozwolono mi pozaliczać oceny, dwa przedmioty zdałam komisyjnie i dostałam promocję do klasy drugiej.
Znów trafiłam do nowej klasy. Tym razem, do dość "wypośrodkowanej", a na dodatek ze wspaniałym wychowawcą, który się mną zainteresował; moją przeszłością i problemami. Dołożył wszelkich starań, abym odnalazła się w tej klasie i uwierzyła we własne możliwości. Klasa mnie szybko zaakceptowała, znalazłam przyjaciół. W trzeciej klasie narzuciłam sobie silne postanowienia i skończyłam gimnazjum ze średnią 5,0. Jednak dobrze wiem, że nie osiągnęłam bym tego, ani nawet połowy z tego, gdyby nie wyżej wspomniany wychowawca, a raczej wychowawczyni, której bardzo na mnie zależało; pomagała mi w trudnych sytuacjach, była dla mnie swego rodzaju stróżem. Ponadto znalazło się kilka innych osób (nauczycieli i znajomych), którzy docenili moją pracę, bardzo chcieli mi pomóc i pozwolili na nowo uwierzyć, że ludzie są raczej dobrzy.
Wiem, na czym polega mój problem, a przynajmniej wydaje mi się. Nie umiem się odnaleźć w nowym środowisku, nie wierzę we własne możliwości, mam słabą osobowość i niską samoocenę. Sądzę, że to także dlatego, iż bardzo przywiązuję się do ludzi, a nowych porównuję do "starych". Teraz idę do liceum i obawiam się, że wróci stary problem, a nie chciałabym, przechodzić tego po raz drugi. Boję się, że nie poradzę sobie sama, a już nie będę miała swojego "stróża" w postaci wychowawcy. Co zrobić, aby temu zapobiec?