Jak sobie poradzić ze skutkami załamania nerwowego?
Witam, mam 28 lat. Do tej pory nie miałem najmniejszych problemów. Studiowałem w innym mieście więc przywykłem do odosobnienia od rodziny (z resztą nigdy nie było to dla mnie problemem - jestem typem samotnika). Miałem mnóstwo znajomych. Studia ukończyłem bez żadnych problemów, nawet na dwóch kierunkach. Miałem wspaniałą dziewczynę, z którą planowaliśmy wspólną przyszłość. Swoją karierę zawodową chciałem związać z uczelnią i do tego dążyłem od zawsze. Dostałem szansę ukończenia doktoratu na zagranicznej uczelni. Od momentu wyjazdu wszystko się posypało. Z przyczyn niezależnych ode mnie nie mogłem ukończyć doktoratu. Po miesiącu zostawiła mnie dziewczyna. Nie mogłem wrócić do kraju ze względu na gigantyczny kredyt, który zaciągnąłem by móc opłacić uczelnię. Obecnie mieszkam tu i pracuję by odrobić dług. Nie potrafię się pogodzić ze świadomością, że moja kariera zawodowa nie będzie związana z uczelnią. W pracy nie potrafię się odnaleźć. Nie potrafię zaakceptować, że przez moją zachłanność (prestiż po ukończeniu angielskiej uczelni) straciłem wszystko. Za późno też na karierę naukową w kraju. Staram się znaleźć jakąś pracę w Polsce by móc wrócić (znienawidziłem ten kraj - wszystko mnie denerwuje), lecz niestety bezskutecznie. Gwoździem do "trumny" była wiadomość, że moja dziewczyna znalazła sobie kogoś innego (do tej pory wierzyłem, że uda mi się uratować nasz związek). Nie potrafię się pogodzić ze świadomością, że mogłem bardziej ratować ten związek i że moje życie mogło wyglądać inaczej. Straciłem sens życia i chęć do życia. W mojej głowie poza miliardem innych myśli - pojawiają się myśli samobójcze. Nie mam sił ani ochoty na nic. Cały czas jestem przygnębiony i zrezygnowany. Nie uśmiechałem się chyba od ponad roku. Mam napady złości na samego siebie i cały świat. Próbowałem rozmawiać z przyjaciółmi lecz nic mi to nie pomogło. Nie wiem co mam zrobić ze swoim życiem, które nie tak miało wyglądać. Nie potrafię tego zaakceptować.