Jak sobie poradzić z wyolbrzymianiem problemów?
Przeżywam ostatnio bardzo nieprzyjemny stan emocjonalny. Problemy w pracy (główna przyczyna złego nastroju, niestety na dzień dzisiejszy nie wchodzi w grę jej zmiana) przenoszę "na dom" i mój związek, co powoduje kolejne problemy w życiu prywatnym. Najmniejsze "potknięcia" podnoszę do rangi nierozwiązywalnych problemów i kiedy się tak dołuję, w mojej głowie jest tylko poczucie beznadziejności, bezsilności i pragnienie śmierci jako jedynego rozwiązania wszystkich zmartwień... Nie myślę o samobójstwie tylko proszę Boga, aby zakończył moje życie. Zawsze byłem taki, że jak tylko pojawiały się jakieś "schody", to lubiłem zamknąć się w pokoju, włączyć "dołującą" muzykę i użalać się nad sobą i swoim życiem, jakie to ono jest do d..y, jednak nigdy nie trwało to bardzo długo.
Teraz mam wrażenie, że przekroczyłem jakąś niewidzialną granicę. Stan przygnębienia może trwać nawet tydzień (co wcześniej się nie zdarzało). Dodam jeszcze, że jestem osobą lubianą przez innych, tzw. "dusza towarzystwa", nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi, mam wspaniałą narzeczoną, którą kocham i która kocha mnie, więc jak to by powiedzieli niektórzy "chłopie, nie masz się czym przejmować, inni mają gorzej", a jednak... Przestaję sobie z tym wszystkim radzić. Czy to depresja? Czy powinienem poradzić się specjalisty, a może wystarczy jak zacznę stosować np. Deprim? Bardzo proszę o odpowiedź, pozdrawiam.