Moje życie było i będzie beznadziejne. Co ja mam robić?
Witam. Jestem Karolina i mam 15 lat. Moje kłopoty ze zdrowiem psychicznym zaczęły się jak miałam 10 lat. Zacznijmy od tego, że jak byłam mała moja mama krzyczała na mnie, biła mnie i znęcała się nade mną psychicznie, więc babcia z dziadkiem (od strony mamy) wzięli mnie do siebie i wychowywali. Byłam dzieckiem zawsze bardzo nieśmiałym, wstydliwym, wiecznie wystraszonym. Nie mówiłam praktycznie wcale wśród ludzi. Miałam probemy z jąkaniem, które zostały mi do teraz. Otwierałam się tylko przed dziadkami. Gdy miałam dwa latka urodziła mi się siostra i rodzice się nią zajmowali, więc kontaktu z nią nie miałam.
Moja mama ma problemy psychiczne (depresja, nerwica). Zawsze mi powtarzała, że mnie bardzo kocha, a za plecami rozmawiala z dziadkami, że mnie nienawidzi dlatego, że mnie długo rodziła i strsznie ją bolało. Gdy już podrosłam kontaktowałam się z rodzicami, ale mama i tak traktowała mnie jak psa. Wyśmiewała mnie, zawstydzała, biła. Mój ojciec bał sie przeciwstawić mamie, więc nie reagował, ale wiem, że mnie bardzo kocha. Zawsze byłam gorsza niż siostra. Do teraz mama trakuje ją lepiej. Moja mama dwa lata temu wyjechała za granice i nas zostawiła. Co jakis czas pisze i przyjeżdza, ale to bardzo, bardzo rzadko.
Dwa lata temu zmarł mój dziadek, który się mną zajmował. Czuję się tak, jakbym straciła ojca. Byłam z nim bardzo związana. To on mnie wszystkiego uczył, pokazywał . Przeżywam to nadal. Jest mi strasznie źle. Pomimo tego, że wychowywali mnie dziadkowie najlepiej jak potrafili, zawsze czułam się nie do końca dopieszczona, osamotniona i że brakuje mi czegoś, czego nie umiem sprecyzować. Teraz mam wrażenie jakby całe moje dzieciństwo odbijało mi się na psychice. Od 5 lat jestem płaczliwa, nie mam ochoty żyć. Nasiliło mi się to od śmierci dziadka. Wtedy to już poczułam, że cały sens życia legł mi w gruzach. Od tego czasu mam myśli samobójcze, o których myślę codziennie i w każdej w chwili.
W czerwcu zerwał ze mną chłopak (powód był taki, że teraz idzie do LO i mówi, że nie będzie miał dla mnie czasu i nie chce mnie wtedy ranić, że lepiej skońcyć to wcześniej) z którym byłam prawie pół roku. Dopiero przy nim zobaczyłam jakie życie jest piękne. Otaczał mnie bezpieczeństwiem, był moją prawą ręką. Zawsze mi pomagał, doradzał. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Rozmawialiśmy o wszystkim. Czułam że rozumie wszystkie moje emocje. Miał podobną sytuację, ale jemu zmarł ojciec niedawno. Od tego czasu nie mogę się kompletnie pozbierać. Zobaczyłam jakie moje życie było i będzie beznadziejne.
Nie mam ochoty ani żyć, ani nic robić. Ogarneła mnie jedna wielka nostalgia i bezsilność. Rozważam samobójstwo. Najgorsze jest to, że nikt tak naprawdę nie wie co czuję. Całemu światu pokazuję jaka jestem dzielna, z nikim nie rozmawiam, zamknęłam się w sobie. Na początku chciałam iść do szkolnego psychologa, ale jednak nie poszłam, bo wiem, że na pewno musiałby powiedzieć o tym rodzicom, a takiego wstydu w ich oczach bym nie przeżyła. Moje pytanie jest takie: jak mam sobie z tym poradzić? Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale myślałam, że jak pani/pan pozna moją historię od poczatku - doradzi mi lepiej. Pozdrawiam i czekam na odpowiedź :)